Krakowianie w czterech poprzednich spotkaniach zdobyli zaledwie jeden punkt, przegrywając z Koroną Kielce (1:2), Lechem Poznań (1:6) i Ruchem Chorzów (2:3) oraz zremisowali z Piastem Gliwice (1:1). Dzięki wygranej z Lechią wskoczyli z powrotem do pierwszej "8".
- Przyznam się, że dość mocno się głowiłem nad tym, jak to spotkanie będzie wyglądało od strony fizycznej, bo mieliśmy tylko dwa dni między meczami, a Lechia miała prawie tydzień - na tym etapie to rzecz dość ważna i znacząca - mówi trener Stawowy.
Jego zespół tradycyjnie już miał miażdżącą przewagę w posiadaniu piłki, ale w I połowie bramkarz Lechii Mateusz Bąk ani razu nie był w poważnych tarapatach. Choć Lechia przyleciała do Krakowa samolotem, to Michał Probierz postawił przed swoim polem karnym autobus, z przeparkowaniem którego Pasy miały problemy.
- Jeśli ktoś powie, że w I połowie nie mieliśmy pomysłu na Lechię, to zaproszę tego kogoś na boisko, ustawię jedenastu zawodników na 30. metrze od bramki i zapytam, czy łatwo, czy trudno się przedrzeć przez tak defensywnie grającą drużynę jak Lechia. W II połowie było inaczej, dało o sobie znać przygotowanie fizyczne i było więcej miejsca na boisku. Dużo z przodu daje nam gra dwójki Nowak-Ntibazonkiza, więc cieszę się, że obaj wrócili do zdrowia i do gry - przyznaje Stawowy.
Już w drugim meczu z rzędu Cracovia grała w przewadze, ale nie potrafiła tego wykorzystać i nie dobiła gdańszczan. - Wolę grać 11 na 11, bo grając w przewadze, wyglądamy, jakbyśmy byli tym faktem stremowani. Kiedy gramy 11 na 11 potrafimy się lepiej utrzymać przy piłce niż kiedy przeciwnik gra w osłabieniu. Na kartki też trzeba zapracować i mój zespół na to pracował, żeby rywal łapał kartki - komentuje trener Pasów.