Wrocławianie zaliczyli w piątek Krakowie drugą z rzędu wyjazdową porażkę. Parę dni wcześniej ulegli w Białymstoku Jagiellonii, również tracąc trzy gole (1:3). Biała Gwiazda objęła prowadzenie w I połowie, a na początku II części w odstępie dwóch minut zadała dwa kolejne ciosy.
- Pierwsza połowa była lepsza w naszym wykonaniu niż druga. Stworzyliśmy sobie wiele okazji, ale niestety byliśmy nieskuteczni, a Wisła strzeliła bramkę po rykoszecie i zaczęła ustawiać ten mecz pod siebie. W drugiej połowie dostaliśmy dwie szybkie bramki - nie wiem, czy to z powodu dekoncentracji, czy z jakiegoś innego. Jeśli rywal strzela bramki, to znaczy, że popełniamy błędy. Nasza gra nie wygląda źle, ale za łatwo bramki tracimy, a sami nie możemy strzelić - komentuje Kaźmierczak.
To jego niefortunna interwencja przy strzale Łukasza Garguły spowodowała, że piłka trafiła do bramki Śląska obok bezradnego Mariana Kelemena. Gola na 1:0 dla Wisły poprzedził jednak szereg błędów całej defensywy gości: - Cały zespół jest odpowiedzialny za to, że wygramy i za to, że przegrywamy. Wiele czynników składa się na stratę bramki. Po raz kolejny musimy się podnosić, jak to często u nas bywa...
Śląsk spisuje się jesienią poniżej oczekiwań. Po 18 kolejkach zajmuje dopiero 12. miejsce w tabeli i raczej niż na podium muszą spoglądać na strefę spadkową. - Zespół jest w dużej przebudowie - to trzeba też powiedzieć i o tym pamiętać. Staramy się grać jak najlepiej, ale raz te mecze wychodzą, a raz nie. Szkoda tylko, że znów nie wykorzystujemy swoich sytuacji i przegrywamy - kończy "Kaz".