Szymon Gąsiński miał w sobotnim meczu z PGE GKS-em Bełchatów zaskakująco mało obowiązków. Podopieczni Kamila Kieresia strzelali na wiwat albo posyłali w jego kierunku baloniki. Jedynym zawodnikiem lidera, którego uderzenia mogły sprawić problem był Michał Renusz.
- Strzały mojego trenera Sergieja Szypowskiego są genialne. Naprawdę ma tak znakomicie ułożoną stopę, że ze świecą szukać takiego strzelca – uśmiechał się Gąsiński w nawiązaniu do słów Mateusza Bąka, który po meczu Lechii Gdańsk z Piastem Gliwice twierdził, że najgroźniejsze uderzenia bronił na rozgrzewce.
- A strzał Renusza? Nie wiem czy w ogóle leciał w bramkę. Ten, który dał GKS-owi Bełchatów prowadzenie był natomiast pechowy, po rykoszecie nie miałem wiele do powiedzenia. Mówiąc krótko: goście nie mieli jakichś tam klarownych sytuacji, coś niecoś pomogłem zespołowi, ale nie napracowałem się za szczególnie - przyznał golkiper po zremisowanym 1:1 meczu.
Dla Floty Świnoujście, która jest w strefie spadkowej był to niezły wynik. - Odczuwam umiarkowane zadowolenie. Z jednej strony mam lekki niedosyt, z drugiej cieszę się, że przerwaliśmy serię porażek i postawiliśmy się bądź co bądź najlepszej drużynie w I lidze i głównemu faworytowi do awansu. Remis nie jest na pewno złym wynikiem, aczkolwiek czas już wygrywać u siebie. Potwierdzeniem tego prognostyku musi być zwycięstwo w niedzielę, z Sandecją Nowy Sącz. Jestem przekonany, że tak się stanie - deklaruje Gąsiński.
- Nie mam pojęcia, czy GKS nie miał swojego dnia czy Flota była tak dobra. Nastawiliśmy się na skomasowaną obronę wzmocnioną dwoma defensywnymi pomocnikami. Przyznaję, bełchatowianie są od nas trochę lepsi piłkarsko i trzeba było jakoś zniwelować tę różnicę w umiejętnościach oraz szybkości. Oni mają bardzo mobilnych zawodników, ale kompletnie sobie nie pograli. Być może pechowo stracona bramka pozbawiła nas nawet zwycięstwa - ocenił golkiper.
Przedstawiciele GKS-u Bełchatów głośno domagali się rzutu karnego w ostatniej minucie. Damian Szymański wparował w pole karne i padł po kontakcie z Markiem Niewiadą. Dawid Piasecki zinterpretował to zachowanie jako próbę wymuszenia i ukarał Szymańskiego żółtą kartką. Bełchatowianie domagają się anulowania tego kartonika.
- Coś klasnęło, stuknęło, ale kto atakował i był stroną agresywniejszą – nie jestem w stanie powiedzieć. Zwykła walka w polu karnym. Naprawdę można się już spodziewać wszystkiego w doliczonym czasie, ale nie że sędzia podyktuje jedenastkę w tak kontrowersyjnych okolicznościach. Nawet jeśli rywal został pchnięty, to piłka nożna jest sportem dla mężczyzn i niech bełchatowianie nie płaczą. Pokazał to nasz Bartosz Śpiączka w pierwszej połowie. Odebrał piłkę i mimo wślizgu wyprostowaną nogą poszedł do końca, nie położył się i oddał strzał. Zawodnik GKS-u postanowił się położyć. Nie wiem na co on liczył. Cóż... bez przesady - nie było karnego - ocenił.