Krok po kroku do mistrzostwa - rozmowa z Janem Urbanem, trenerem Legii Warszawa

Po porażce w 2. kolejce z Odrą Wodzisław część kibiców Legii domagała się rezygnacji Jana Urbana. Włodarze stołecznych dali jednak młodemu trenerowi duży kredyt zaufania, a ten jak na razie go spłaca. Legia od sześciu kolejek nie przegrała w lidze, a w ostatniej kolejce zremisowała bezbramkowo z rewelacyjnym Lechem. Z Janem Urbanem rozmawialiśmy także o kibicach, Arielu Borysiuku i meczu z Wisłą.

Sebastian Staszewski: Czy to przypadek, że od przyjścia Inakiego Astiza Legia od sześciu kolejek nie przegrała żadnego meczu?

Jan Urban: Zupełny przypadek. Cały czas podkreślałem, że jest coraz lepiej. Czasem ktoś wypadał z powodu kontuzji czy wyjazdu na kadrę, ale ogólnie z treningu na trening było widać, że jest coraz lepiej. Inaki przyszedł w odpowiednim momencie, uspokoił obronę i na pewno przyczynił się do wygranych. Ale jak mówię, to zbieg okoliczności.

Pański zespół złapał wreszcie odpowiednią formę?

- W ostatnich meczach pokazaliśmy, że wszystko jest już dobrze. Zrobiliśmy troszeczkę na złość tym, którzy już nas skreślili. Drużyna złapała odpowiedni rytm i wygrywa. Mecz z Lechem to było takie spotkanie gdzie musieliśmy być bardzo silni zarówno umiejętnościami jak i psychiką. Udało się spełnić te wymagania, zabrakło tylko skuteczności.

Legia w meczu z Lechem to drużyna o jakiej trener marzył? Z boku gra wyglądała naprawdę przyzwoicie.

- Na pewno jeszcze nie, ale gra wyglądała naprawdę dobrze. Graliśmy na wyjeździe, przy znakomitej publiczności, z Lechem, zespołem ofensywnym, który u siebie strzela dużo bramek. Nasz bramkarz skapitulował a dodatkowo moim zdaniem byliśmy lepsi. Stworzyliśmy kilka ciekawych akcji, ale brakowało niestety ostatniego podania.

Czyli bezbramkowy remis wywieziony z Poznania pana satysfakcjonuje?

- Nie możemy narzekać. Jeden punkt to więcej niż zero. Szukaliśmy zwycięstwa i mogliśmy wygrać. Gdybyśmy się cofnęli różnie mogłoby to być. Zagraliśmy otwarty futbol z drużyną, którą zachwyca się cała Polska i moim zdaniem byliśmy lepsi. Chyba nie ma powodów do skrzywionej miny.

Mecz Lecha i Legii oprócz aspektu sportowego miał inny podtekst. Po stronie Poznania niemal fanatyczna publiczność, która na meczach swojego zespołu zdziera gardła natomiast w Warszawie wciąż brak dopingu i protest.

- Słuszna uwaga. Jeżeli my rozgrywalibyśmy mecze w takiej atmosferze i przy takich kibicach to bylibyśmy liderem tabeli i mieli kilka bramek strzelonych więcej. Lecha doping uskrzydla a przeciwnika deprymuje. U nas czegoś takiego nie ma. A wiem, że tak mogłoby być. Nie powiem, że jestem tym zaskoczony, bo protest trwa przecież prawie dwa lata, ale to właśnie najlepszy przykład. Właśnie w takich meczach to publiczność może pomóc strzelić tą decydującą bramkę.

Nie bał się pan, że część zawodników może się spalić już przed meczem słysząc doping rewelacyjnej poznańskiej publiczności? Dla piłkarzy Legii porażka z Lechem to wieka hańba i odwrotnie.

- Nie było oczywiście tak, że się baliśmy Lecha, bo pokonał czołową drużynę z Austrii i Szwajcarii. Nie baliśmy się też kibiców. Owszem, szanowaliśmy ich. Jednak Legia nie może bać się nikogo, a już na pewno nie rywali z krajowego podwórka. Chcemy walczyć o mistrzostwo Polski i czymś naturalnym jest, że musimy pokonywać takich przeciwników jak Lech czy Wisła.

Tekesure Chinyama zachowywał się jednak niczym niedoświadczony junior i próbował oddawać strzały niemal z każdej pozycji, na jakiej znalazł się z piłką. Reprezentant Zimbabwe otrzymał w szatni burę?

- Nie, nic podobnego. Tekesure ma bardzo dobre uderzenie z obu nóg i próbował to wykorzystać. Fakt, że dość często (śmiech). Próbował trochę ze zbyt dużej odległości, ale on jest napastnikiem i na nim spoczywa głównie ciężar zdobywania bramek. Bez strzałów tych bramek nie będzie. Choć widać było, że Chinyamie ten mecz nie wyszedł.

Zupełnie na innym biegunie był Ariel Borysiuk. Zaledwie 17-latek imponował na boisku spokojem i trafnymi decyzjami.

- Ariel od kilku spotkań pokazywał, że jest w formie i można na niego liczyć. Chłopak jest kibicem Legii i w meczu z Lechem pokazał, że oddaje temu zespołowi serce. Ma 17 lat, a gra jednak bardzo dojrzale prawda? Czynniki zewnętrzne nie mają na niego większego wpływu. Jego kariera toczy się wzorcowo. W niedługim czasie Legia, ale również reprezentacja powinna mieć z niego duży pożytek. Ale spokojnie, żeby mu się w głowie nie poprzewracało.

Widział pan ogromną flagę, którą zaprezentowali kibice Lecha "Zniknie Warszawa jak jawa, jak sen" z krajobrazem zrujnowanej stolicy?

- Tak.

Nie była to przesada ze strony poznańskich kibiców?

- Nie przywiązuje do tego wagi. Kibice na wyjazdach robią wszystko, aby nas zdeprymować. Przekleństwa, obraźliwe hasła - do tego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie sądzę, że kibice chcieli nawiązać do wydarzeń z 1944 roku i zakpić z nich. Znane są stosunki fanów obu zespołów i to jest walka na doping. Zresztą nie tylko Lech napina się na Legię. My przyzwyczailiśmy się do tego, że na mecz z Legią każdy zespół motywuje się podwójnie. Wierzę, że ten transparent nie miał podtekstów historycznych.

W dziewiątej kolejce Legia zmierzy się z Łódzkim Klubem Sportowym…

- Moi piłkarze do każdego spotkania podchodzą tak jak do spotkania z Lechem. Szanujemy każdego rywala i z każdym chcemy grać na maksimum. Podejdziemy do tego spotkania w pełni zmobilizowani. Tak po prostu musi być. Ligę wygra ten, który straci najmniej punktów w meczach z tymi teoretycznie słabszymi drużynami.

… a już w kolejnej rundzie ponownie szlagier naszej ligi. Tym razem Wisła - Legia.

- Wiedziałem, że pan to powie (śmiech). Najpierw mamy jednak ŁKS a dopiero po łodzianach pomyślimy o Wiśle. Niech pan pamięta, że w tabeli punkty z ŁKS są tak samo ważne jak te z Krakowa. Co z tego, że wygramy z krakusami jak zremisujemy czy nawet przegramy z ŁKS? Pełne skupienie w każdym meczy. To klucz do sukcesu.

Plan minimum to pewnie remis tak jak w meczu z Kolejorzem?

- Można tak powiedzieć, ale my zawsze gramy o komplet punktów. Mieliśmy wpadkę z Odrą i o niej zapomnieliśmy. Trudno. Teraz Legia nie pamięta o tym, co było a widzi tylko przyszłość. Krok po kroku i walczymy o mistrza.

Komentarze (0)