Szczęście w nieszczęściu
Michał Miśkiewicz trenował w drugoligowym Kmicie Zabierzów. Pewnego razu na treningu tego zespołu pojawił się włoski agent piłkarski, Gianluci di Carlo. Od razu wpadł mu w oko polski bramkarz. - To dzięki niemu w styczniu 2007 roku wyjechałem na testy do Ascoli Calcio - opowiada nam Miśkiewicz. Golkiper spędził we Włoszech tydzień i spodobał się miejscowym trenerom, którzy chcieli go wypożyczyć na pół roku. Do Polski wrócił 28 stycznia. - Trzeba było szybko wszystko załatwiać, bo okienko transferowe zamykało się 31 stycznia - dodaje Michał. W ostatni dzień stycznia miał zaplanowany lot do Włoch na godzinę 12:00. Pech chciał, że tego dnia linie lotnicze strajkowały i odwołano lot. Gdy jednak dowiedzieli się, iż Miśkiewicz leci podpisać kontrakt szybko zmienili mu połączenie. - Najpierw miałem lecieć do Monachium, a następnie do Mediolanu, gdzie miałem podpisać kontrakt. Wyleciałem z Polski o godzinie 13 i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w Monachium samolot został opóźniony o ponad 3 godziny i w efekcie nie zdążyłem być na czas w Mediolanie i musiałem wracać z powrotem - relacjonuje Miśkiewicz. Smutek, żal, przygnębienie towarzyszyło wówczas młodemu Polakowi, ale pocieszał go agent. - Jeszcze w tym roku będziesz grał we Włoszech - mówił.
Miśkiewicz wrócił więc do Polski, ale Włosi nie zapomnieli o nim. W kwietniu ponownie wyleciał do Włoch. Trenował z Ascoli, ale dostał także wiele innych ofert, wśród z nich leżała propozycją z AC Milanu. - No tak, zgłosiło się 6 czy 7 klubów, ale to Milan był najszybszy, najkonkretniejszy i przecież to najlepsza drużyna na świecie - argumentuje Miśkiewicz. W maju Polak ruszył na testy życia do zdobywcy Pucharu Mistrzów. Przebywał tam 5 dni, trenował ze swoimi rówieśnikami i przekonał do siebie sztab szkoleniowy Milanu. Jak wspomina pierwszy trening? - Bardzo pozytywnie i miło. Niewiele z niego pamiętam, bo byłem bardzo podekscytowany i skupiony na tym, by jak najlepiej wypaść na testach. Duże wrażenie zrobiło to, że zajęli się mną bardzo ciepło. Wrażenia robiły też boiska - uśmiecha się Miśkiewicz. Wszystko potoczyło się bardzo szybko i 24 lipca 2007 roku Michał Miśkiewicz podpisał trzyletni kontrakt z AC Milanem stając się tym samym pierwszym Polakiem tego sławnego klubu. - Ale mam nadzieję, że nie będę ostatnim - zaznacza.
Trening
Miśkiewicz od zawsze chciał być bramkarzem. Nie wyobrażał sobie, żeby grał na innej pozycji. Wie jak ustawiać się i? - Po prostu lubię słuchać jak napastnicy denerwują się, gdy nie strzelą mi bramki - śmieje się polski bramkarz. Bardzo szybko zaaklimatyzował się on w nowym otoczeniu. - Na początku były problemy z językiem włoskim, ale klub zapewnił mi lekcje włoskiego pięć razy w tygodniu po dwie godziny, więc teraz już nie mam problemów - zapewnia. Miśkiewicz na razie występuje w lidze zwaną Berretti. Milan zajmuje drugie miejsce. W kadrze jest trzech golkiperów i najczęściej broni Polak oraz Donnarumma. - Trener chce byśmy po równo bronili, ale ważne jest to co pokazuje się na treningu - dodaje. Sztab szkoleniowy jest bardzo zadowolony z polskiego bramkarza. Miśkiewicz ma wiele zalet, chociaż oczywiście jak każdy człowiek posiada wady. - Wady od razu staram się wyeliminować i wyciągać wnioski z błędów. Zalety? Jestem twardy i szybko się uczę, także mam wszystko w głowie poukładane i potrafię przyznać się do błędów, wyciągać wnioski z ich popełnienia - wymienia Miśkiewicz.
Polak spotyka największe gwiazdy Milanu, a to dlatego, że klub ten ma dwa ośrodki treningowe. Najczęściej trenuje w Centrum Vismara. - Milan to jedna wielka rodzina. Miałem styczność z zawodnikami pierwszego składu i oceniam ich bardzo pozytywnie. Zawsze się odezwą, zapytają "jak leci" itp., ale na dłużną pogawędkę nie miałem jeszcze okazji (śmiech). Czasami też spotykam ich na San Siro - mówi Miśkiewicz. - San Siro robi ogromne wrażenie! Gdy gra Milan to jest jeszcze ładniejszy i na takich stadionach jest podwójna chęć do grania - ożywia się na samą myśl Miśkiewicz. Bardzo ceni on bramkarza Milanu, Didę, mimo jego słabszej dyspozycji w ostatnim czasie. - Liczę, że jeszcze sprawi nam w klubie wiele radości - broni Brazylijczyka nasz rozmówca. Ponadto Miśkiewicz podgląda grę Gianluigiego Buffona, chociaż podkreśla, że nie ma idola, na którym wzorowałby się. Polak mierzy wysoko. Chce osiągnąć w piłce wszystko, co jest możliwe, zostać w Milanie i być dla tego klubu takim piłkarzem jak np. Paulo Maldini.
Nie samą piłką piłkarz żyje?
Tak jak już wspominaliśmy, Miśkiewicz bardzo szybko zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu. Wraz z innymi młodymi piłkarzami Milanu mieszka w akademiku w dzielnicy San Agostiono. Co ciekawe, w tym samym budynku mieszkają także młodzi zawodnicy? Interu Mediolan. Jest jeszcze jeden akademik - tylko dla piłkarzy Milanu i znajduje się on bliżej Milanello. - U nas jest świetnie. Nie trzeba nic robić. Sprzątają, piorą, prasują, gotują - uśmiecha się Miśkiewicz. Naturalnie, że zawodnicy samymi meczami czy treningami nie żyją. Polak rozkoszuje się w zakupach. - Jakby nie było, to miasto mody - trafnie zauważa. Poza tym wychodzi z kolegami z drużyny pooglądać mecze, zjeść coś na mieście. - Jemy co chcemy, ale? Jadamy w restauracji, w domu gdzie mieszkamy i menu jest z góry narzucone na tydzień do przodu. Przed treningami jak spożywamy posiłek około 13 to zawsze jedzenie jest bardziej energetyczne i przed meczami jemy wspólnie z trenerami zawsze w restauracjach - również wartościowe rzeczy. Ale nie ma problemu, żeby wyjść i zjeść coś innego w restauracji lub w pokoju - opowiada Michał.
Inną kwestią są dziewczyny? - Czas na podrywanie dziewczyn zawsze znajdzie się (śmiech). Jeśli dodamy do tego, że dziewczyny tutaj szaleją za piłką, a za piłkarzami to już w ogóle? - śmieje się polski bramkarz. Jednak na pierwszym miejscu stawia Polki, ale i Włoszki mają swój urok. - Ja strasznie lubię brunetki, których tutaj jest przewaga, ale to Polki są na pierwszym miejscu, chociaż Włoszki tuż za nimi - kończy z uśmiechem na twarzy Michał Miśkiewicz.