Marcin Olczyk: Czy po zakończeniu pracy jako selekcjoner rozmawiał pan o francuskim zespole narodowym ze swoim następcą?
Raymond Domenech: Nie. Myślę, że taka inicjatywa, żeby była sensowna, powinna wyjść od nowego selekcjonera, zwłaszcza jeżeli popatrzymy na okoliczności, w jakich ta sukcesja nastąpiła (nazwisko nowego opiekuna kadry znane było opinii publicznej już pół roku przed ostatnim turniejem Domenecha, czyli Mistrzostwami Świata 2010 - przyp. red.). Ja zaraz po objęciu tego stanowiska wykonałem telefon i spotkałem się z moim poprzednikiem Jacquesem Santinim, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o zespole.
Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.
W książce wspomina pan, że oglądając drużynę narodową podczas EURO 2012 doszedł pan do wniosku, że Laurent Blanc zmagał się z podobnymi problemami co pan i dlatego po turnieju zrezygnował z posady. Czy już po polsko-ukraińskich mistrzostwach mieliście możliwość wymienić uwagi, doświadczenia?
- Cóż, on wiedział o wielu sprawach, bo kilku członków zespołu, z którym ja pracowałem, zostało. Dlatego Blanc nie potrzebował, żebym to ja mu wszystko tłumaczył, ponieważ opinie ludzi, którzy zostali, w zupełności wystarczyły, żeby zdał sobie sprawę co się wokół niego dzieje. Także również po EURO 2012 do żadnego spotkania między nami nie doszło.
Co pan sądzi o obecnym selekcjonerze reprezentacji? Czy Didier Deschamps ma szansę odnieść sukces lub przynajmniej przybliżyć drużynę Trójkolorowych do światowej czołówce?
- Tego mu właśnie życzę. Jestem kibicem naszej reprezentacji. Nie jestem już jednak selekcjonerem i tak naprawdę ani nie wiem co się dzieje w drużynie francuskiej, ani tak do końca nie chcę wiedzieć.
W obecnej kadrze znajdują się chociażby Samir Nasri i Franck Ribery. Czy według pana dorośli oni już do bylica liderami kadry? Czy wyciągnęli odpowiednie wnioski z ostatnich niepowodzeń, a może i lektury pana książki?
- Problem polega na tym, że oni nie zdają sobie sprawy, albo nie chcą dopuścić do siebie tego jaka jest ich prawdziwa rola. Nie można wymyślić sobie, żeby być liderem, bo tak to nie działa. To są na pewno bardzo dobrzy gracze, ale potrzebują szefa, który będzie w stanie odpowiednio nakierować i wykorzystać ich wysiłki czy działania. Jeżeli to zrozumieją i jeśli znajdą takiego lidera, mogą powrócić na indywidualne poziomy, które w sumie pozwolą kadrze narodowej osiągnąć pułap sprzed kilku lat. Jeśli chodzi o głębszą analizę ich osobowości to trudno mi powiedzieć czy od kiedy ja byłem selekcjonerem coś się zmieniło, bo ja oglądam tylko mecze. Widziałem, że w ostatnim meczu reprezentacji Ribery zagrał bardzo dobrze. Strzelił dwie bramki. Jeżeli gra na takim poziomie to pozostaje się tylko cieszyć, ale moim zmartwieniem w żadnym wypadku nie jest to jak on żyje, co mówi, czy jak się zachowuje.
Kto według pana będzie głównym faworytem do wygrania mistrzostw świata w 2014 roku?
- Tym jedynym dla mnie jest Brazylia, która przede wszystkim gra u siebie. Co więcej, w świetnym stylu wygrała Puchar Konfederacji, dlatego ten zespół ma zdecydowanie największe szanse na zdobycie tytułu. Gdzieś po piętach, choć pewnie nie za mocno, deptać Canarinhos może Argentyna. Oprócz tego groźne będą te reprezentacje, co zwykle: Włosi, Hiszpanie, Niemcy. Może do walki dołączy ktoś jeszcze z Ameryki Południowej, np. Kolumbia. Warto też wspomnieć o Stanach Zjednoczonych. Zawodnicy USA pod względem fizycznym to roboty, więc może właśnie dzięki temu dadzą radę namieszać. W dalszej kolejności – kto wie? Francja? Polska?
Wspomina pan również, że wyciągnął swoje wnioski i teraz jest mądrzejszy, sugerując że nadeszła pora do powrotu na ławkę trenerską. Czy czuje pan, że te ciężkie reprezentacyjne lekcje będzie w stanie przekuć w cos twórczego?
- Któż to wie. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem już tym samym człowiekiem, zwłaszcza jeśli porównam siebie w momencie zakończenia okresu reprezentacyjnego i jego początku. Różne sytuacje mogą mnie spotkać w ewentualnej pracy trenerskiej. Spróbuję się do nich dostosować. Staram się być skromny, nie mam zamiaru twierdzić, że wiem co będzie, co się stanie. Nigdy tego nie wiadomo. To co się pojawi może być zupełnie inne od tego co przeżyłem dotychczas.[nextpage]
Czy otrzymał pan ostatnio jakieś oferty pracy jako trener? Rozważa pan konkretne opcje? Jest szansa, żeby w najbliższym czasie zobaczyć pana na ławce trenerskiej?
- Tak. Były już pewne kontakty, rozmowy. Za niektórymi z nich podążyłem, żeby sprawdzić co za sobą kryją, ale wydaje mi się, że było to zbyt wcześnie. Myślę, że właśnie ta książka pozwoliła mi przejść do kolejnego rozdziału. Przez minione dwa lata było to niemożliwe, zarówno dla mnie, jak i generalnie dla ludzi. W tej chwili mówię jednak sobie, że być może wrócę do czynnego trenowania. Póki co tylko tyle.
Jakie cele i ambicje może mieć trener, który doprowadził reprezentację własnego kraju na sam szczyt?
- Nie mam żadnej szczególnej ambicji, którą mógłbym nazwać. Mam tak naprawdę ochotę dobrze żyć. Jeżeli uda mi się to zrealizować poprzez piłkę nożną, którą uwielbiam zwłaszcza w zakresie szkolenia czy trenowania, to będę tą drogą podążał. Warto wspomnieć, że obecnie zajmuję się grupą dziesięcio-, jedenastolatków w Boulogne pod Paryżem. Mam potrzebę uczenia, przekazywania czegoś innym.
Z czym kojarzy się panu polska piłka?
- Do głowy przychodzą mi na pewno: Szarmach, Lato, Gadocha.
A współcześnie?
- Cóż, widzę przede wszystkim tych, którzy grają we Francji. Ciekawie zapowiada się grający na środku w Stade Reims Grzegorz Krychowiak. Do tego dochodzą Francuzi pochodzenia polskiego, jak Ludo Obraniak. Mam ogromny podziw, dla tej trójki, która gra w Dortmundzie. To są piłkarze naprawdę z najwyższej półki. Oglądałem oczywiście mecze EURO 2012, w tym spotkania Polski, która wydaje się mieć podobne problemy, co Francja, zwłaszcza jeśli chodzi o wyniki.
W takim razie, czy gdyby pojawiła się propozycja, podjąłby się pan prowadzenia reprezentacji Polski?
- Pytanie to padało już kilkakrotnie odkąd jestem w waszym kraju. Nie mogę na nie odpowiedzieć, ponieważ jest to tworzenie sytuacji nie fair wobec obecnego selekcjonera. Takie działania mogą być destabilizujące, nawet nie dla szkoleniowca, ale dla piłkarzy, którzy wtedy łatwo mogą wskazać winnego. Jest trener kadry, ma umowę, która kończy się danego dnia. Zróbcie później bilans i zastanówcie się co dalej.
Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.
Zapytam więc inaczej - czy nie widziałby pan problemu w prowadzeniu reprezentacji innego kraju?
- Zawsze powtarzałem, że to mnie interesuje. W wywiadzie dla jednej z polskich gazet nie do końca zrozumiał mnie w tym temacie rozmówca, bo moja wypowiedź w żadnym wypadku nie dotyczyła reprezentacji Polski. Chodzi o to, że jako trener z zawodowego punktu widzenia na pewno mógłbym podjąć się pracy z inną reprezentacją. Przez 17 lat byłem selekcjonerem (Domenech, zanim objął stanowisko opiekuna pierwszej kadry ponad dekadę prowadził francuską młodzieżówkę - przyp. red.). Uczestniczyłem w wielu turniejach rangi mistrzowskiej, więc mam już na pewno spory bagaż doświadczeń, które wykorzystane mogłyby być z korzyścią dla dowolnej kadry każdego kraju.
100 mln euro kosztował Real Madryt Gareth Bale. Czy spodziewał się pan kiedykolwiek, że dożyje takich czasów?
- Najważniejsze w tym szaleństwie jest, że ta ogromna suma trafiła z Realu do Tottenhamu. Pamiętam początek i pierwsze inwestycje w piłkarzy. W 1971 roku był przecież strajk, który podnieśliśmy, żeby uzyskać umowy na czas określony, co później ewoluowało. Starsi wtedy piłkarze zakładali, że ta tendencja szybko się zatrzyma. Weszliśmy już jednak na zupełnie inny poziom. Pojawiają się kapitały rosyjskie czy amerykańskie ze swoimi systemami płacowymi jak w Manchesterze. Do tego dochodzą Katarczycy i Saudyjczycy - za każdym razem cała ta inżynieria finansowa wchodzi poziom wyżej. Chciałbym w tym miejscu przestrzec, że za drzwiami stoją już i przestępują z nogi na nogę Chińczycy. Mówisz sobie, że to się wreszcie skończy. Pytanie tylko: czy na pewno, a jeśli tak to kiedy?