W ostatnich minutach spotkania Lecha Poznań z Podbeskidziem Bielsko-Biała młody Karol Linetty stoczył z bramkarzem Górali Richardem Zajacem powietrzny pojedynek o piłkę, który zakończył się dramatycznie wyglądającym zderzeniem. Linetty, który pierwszy trafił w futbolówkę, padł na murawę, a bramkarz Podbeskidzia po chwili, gdy zdał sobie sprawę z powagi sytuacji, również położył się na boisku.
18-letni pomocnik, któremu z głowy leciała krew, został przewieziony do szpitala. "Jesteśmy z Tobą, hej Karol jesteśmy z Tobą" - skandowali kibice, gdy lechita przez całe boisko znoszony był do karetki, która nie wjechała na murawę, co również zdenerwowało fanów oraz Krzysztofa Kotorowskiego, który próbował nawet w tej sprawie interweniować. Po całym zdarzeniu wszyscy długo się zastanawiali dlaczego karetka nie wjechała na murawę poznańskiego stadionu. - Przede wszystkim nie było takiej potrzeby. Cały czas wiedzieliśmy co dzieje się z Karolem Linettym i mimo, że wyglądało to dramatycznie i wywołało sporo emocji, wiedzieliśmy, że przede wszystkim musimy zabezpieczyć ranę na jego głowie, co lekarze wykonali na boisku. Nie było potrzeby jak najszybszego transportu do szpitala. Karetka może wjechać na murawę nawet na przekór zaleceniom UEFA objętych regulacją Safety and Security, które obowiązują na naszym stadionie od EURO2012, ale gdy istnieją ku temu przesłanki - wyjaśnia na łamach lechpoznan.pl Piotr Andrzejewski, koordynator medyczny Stadionu Miejskiego w Poznaniu.
- Karol miał tylko ranę na głowie, która silnie krwawiła. Karetka stała tyłem do murawy, tak aby jak najszybciej mogła wyjechać ze stadionu - dodał Andrzejewski.
- Podkreślam, że lekarz boiska był cały czas ze mną w kontakcie i wiedzieliśmy, że stan poszkodowanego nie jest poważny. Zresztą godzinę po meczu Karol był już z powrotem z drużyną w szatni - wyjaśnił koordynator medyczny Stadionu Miejskiego w Poznaniu.
Źródło: lechpoznan.pl / inf. własna