Mecz z Termaliką miał być dla bydgoszczan przełomem. Ostatnie zwycięstwo bowiem jeden z faworytów rozgrywek odniósł… we wrześniu, kiedy to będąc słabym na boisku, pokonał jeszcze słabszą Wartę Poznań. Tak naprawdę nie sposób przypomnieć sobie spotkania, w którym Zawisza zagrał udanie i w niezłym stylu. Kibice w Bydgoszczy powoli tracą cierpliwość. Tracą ją także sami piłkarze, którzy nie przebierają w słowach. - Co mogę powiedzieć? K**** mać! To jest k**** nierealne, co my odwalamy! Mieliśmy wybić piłkę w tej ostatniej akcji i co?! Tylko wybić piłkę! Nic więcej! A teraz znowu będziemy k**** płakać, że się nie udało, że zabrakło czegoś tam. Szkoda gadać. Nic więcej nie chce mi się mówić - krzyczał rozwścieczony Paweł Zawistowski, który zazwyczaj jest spokojny i stonowany w wypowiedziach.
Nie da się nie zauważyć, że od dłuższego czasu piłkarze Zawiszy popełniają ten sam błąd. Przy jednobramkowym prowadzeniu w ostatnich minutach cofają się we własne pole karne. To najczęściej woda na młyn dla wściekle atakujących rywali. W sobotę bezlitośnie wykorzystali to gracze z Niecieczy, którzy w doliczonym czasie wyrównali i wywieźli jeden punkt z Bydgoszczy. Nawet trener miejscowych nie umie powiedzieć, co się dzieje z jego zespołem. - Początek znowu bardzo nerwowy. W przerwie ustaliliśmy, że gramy wysoko i staramy się odebrać piłkę jak najdalej od naszego pola karnego. Cóż, stało się inaczej, znowu się cofnęliśmy. Gry w ogóle nie było. Termalica od razu zaczęła stwarzać sporo sytuacji. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Tak grając, zawsze będziemy tracić gole w końcówce. Nie wiem, co się dzieje - rozkładał ręce Jurij Szatałow.