Paweł Kłoda: Jak odebrał pan zmiany w Polskim Związku Piłki Nożnej?
Artur Wichniarek: Myślę, że wybór Zbigniewa Bońka na prezesa PZPN-u to dobry wybór. Ja nie liczyłem na żadnego kandydata, bo nie sądziłem, że jest ktoś w stanie wyprzeć starych działaczy. Tak się stało i to jest doskonała wiadomość dla polskiej piłki. Dobrze, że "Zibi" wziął to w swoje ręce, ponieważ jest to osoba doświadczona, o bardzo dobrej reputacji, wielu znajomościach, szanowana na całym świecie. Wydaje mi się, że jest w stanie wyprowadzić polską piłkę na właściwe tory, sprawić by o futbolu w Polsce nie mówiło się tylko w kontekście kolejnych nadziei. Chodzi o to, by jechać na Mistrzostwa Europy czy Świata i nie cieszyć się z jednej wygranej w grupie, tylko liczyć się w walce o półfinały.
Taki scenariusz nie prędko się spełni.
- To jest kwestia 10 lat. Kiedyś reprezentacja Niemiec nie wyszła z grupy na ME. Nastąpiła rewolucja. Wyłożono wielkie pieniądze na boiska, szkolenie młodzieży itp. Jeśli my nie pójdziemy tą drogą, nie zainwestujemy w młodych graczy, to kadra nigdy nie będzie miała dobrych wyników. Ile możemy szukać piłkarzy za granicą, sprawdzać czy jakiś dziadek mieszkał kiedyś w Polsce, miał psa... Nie o to chodzi.
Śledzi pan rodzimą ekstraklasę?
- Tak, może nie każdy mecz oglądam i nie czytam wszystkich sprawozdań, ale wiem co się dzieje.
W zeszłym sezonie Ruch zdobył wicemistrzostwo Polski, w obecnym prym wiedzie Górnik. Są to zespoły budowane w oparciu o zawodników o mało znanych nazwiskach, na młodych graczach. Ta metoda przynosi często znakomite rezultaty.
- Ekstraklasa nie jest ligą, w której trzeba mieć świetnych zawodników, żeby coś ugrać. Nie chciałbym oczywiście umniejszać zasług tych młodych chłopaków. Ich nazwiska zna już pewnie każdy na Śląsku, stają się także rozpoznawalni w Polsce. To jest najtańsza opcja by mieć dobrych piłkarzy i przede wszystkim niezłe wyniki. To napawa optymizmem. Tędy droga.
Kiedy ci rozegrają kilka dobrych meczów, w kolejce czeka już tłum menadżerów. To już niekoniecznie pomaga w ich rozwoju.
- Talenty są wszędzie. Później kwestią kluczową jest prowadzenie kariery takiego zawodnika. Jako przykład podam sytuację Jakuba Świerczoka, który moim zdanie wyjechał za granicę zbyt wcześnie. Co z tego, że strzelił dla Piasta Gliwice kilka bramek? W Kaiserslautern sobie po prostu nie poradził. Podobnie jest w przypadku Piecha i Milika. Oni powinni pograć kilka sezonów w Ekstraklasie, regularnie strzelać bramki. Robi im się krzywdę wypychając szybko na Zachód. Kluby powinny wytrzymać ciśnienie. Nie sprzedawać ich od razu za 500 tys. euro, bo za rok czy dwa będą warci nawet 4 razy tyle. To jest moim zdaniem zadanie dla PZPN-u, żeby kluby były na tyle silne finansowo, by nie musiały przyjmować każdej oferty.
Wiele osób uważa, że dla 27-letniego Piecha to odpowiedni moment, by spróbował sił w zagranicznej lidze.
- Ja uważam, że nie. Sobiech wyjechał i radzi sobie jakoś w Hannowerze, ale pierwszy sezon miał słaby. Na jego szczęście wierzą w niego w klubie. Jak ja wyjechałem do Bielefieldu, to po pół roku chcieli oddać mnie za darmo. Nie radziłem sobie na początku zupełnie. Z klubu polskiego nie da się przejść do dobrego zespołu zagranicznego i być w nim gwiazdą. Nie ma takiej możliwości!
2012 rok miał być przełomowy jeśli chodzi o piłkę nożną w naszym kraju. Euro nie przełożyło się jednak na zwiększenie popularności tej dyscypliny. Stadiony często świecą pustkami.
- Ale skąd nagle miał się wziąć boom na futbol w Polsce? Moda na piłkę nie przychodzi z dnia na dzień. Może teraz te zmiany w PZPN-ie poskutkują, ludzie zauważą, że coś się dzieje dobrego. Organizowaliśmy Euro – ok. Mamy stadiony - ok, ale myślę, że powinniśmy iść tropem Austrii i Szwajcarii, gdzie po Mistrzostwach Europy zredukowano o połowę pojemność tych obiektów do 23 – 25 tys. U nas nie ma publiki, która co tydzień zapełni 50-cio tysięczny stadion. Druga rzecz to kwestia bezpieczeństwa na meczu piłkarskim i także po zawodach. Ludzka głupota nie zna granic. Przykładem ostatnia sytuacja z kibicami na dworcu w Katowicach.
Obserwuje pan mecze już tylko w roli widza?
- Kontuzja pleców pokrzyżowała moją karierę, ale w wieku 34 lat to nie jest tragedia. Szczerze mówiąc chciałem trochę uciec od piłki, bo miałem przesyt tego wszystkiego. Całe życie podporządkowałem futbolowi. Obecnie reprezentuję pewną firmę, która otworzyła swoje lokale w Poznaniu, teraz w Katowicach. Sprawdzam się na innej płaszczyźnie. Jestem szczęśliwy, że znalazłem ciekawe zadanie, zbieram nowe doświadczenia. To powinno procentować.