Pojedynek reprezentantów przy Cichej dla gracza Niebieskich

Ozdobą 97. Wielkich Derbów Śląska była rywalizacja obrońcy Ruchu, Macieja Sadloka z napastnikiem Górnika, Arkadiuszem Milikiem. Obaj zawodnicy znajdują się w kręgu zainteresowań Waldemara Fornalika.

Poniedziałkowy pojedynek 14-krotnych mistrzów Polski z Chorzowa i Zabrza zakończył się podziałem punktów po bezbramkowym remisie. Nie oznacza to jednak, że przy Cichej brakowało emocji. Ozdobą batalii Ruchu z Górnikiem była rywalizacja Macieja Sadloka z Arkadiuszem Milikiem.

Po końcowym gwizdku sędziego ręce w geście triumfu mógł unieść Defensor Niebieskich, który przez całe spotkanie nie opuszczał bramkostrzelnego snajpera zabrzan na krok. Wszystko to działo się pod czujnym okiem selekcjonera reprezentacji Polski Waldemara Fornalika, który derbową potyczkę obserwował z trybun chorzowskiego stadionu. Niewykluczone, że obaj zawodnicy otrzymają powołania do kadry na listopadowe towarzyskie spotkanie z Urugwajem.

- Dużo się w tym meczu napracowałem, bo upilnować Arka Milika naprawdę nie jest łatwo. To napastnik bardzo ruchliwy, musiałem cały czas być skoncentrowany, bo nigdy nie było wiadomo jak się zachowa. Bramki nie strzelił ani on, ani nikt z Górnika, więc pracę naszej linii defensywnej można ocenić dobrze - przekonuje gracz śląskiej drużyny.

Radość Sadloka z utrzymania "zera" w tyle nieco gasiło "zero" z przodu. Ruchowi bardzo zależało, by być pierwszym zespołem, który Górnika w tym sezonie T-Mobile Ekstraklasy pokona. - Mieliśmy do rywala szacunek, bo nie przez przypadek w poprzednich ośmiu kolejkach jeszcze nie przegrali. Niemniej jednak bardzo żałuję, że wywożą z Chorzowa punkt i że właśnie nam nie udało się ich pokonać - przyznaje 22-latek.

Po słabym meczu w Warszawie, gdzie Ruch w kompromitującym stylu dał sobie wbić dwie bramki Polonii w ostatnim tygodniu w zespole Jacka Zielińskiego doszło do małej rewolucji. - Dużo po tym co się stało w ostatnim spotkaniu rozmawialiśmy. Trener zdecydował się też dokonać kilku przemeblowań w wyjściowej jedenastce. Naprawdę cieszy to, że nie straciliśmy bramki, ale nie możemy być do końca zadowoleni, bo za wynik odpowiada cała drużyna i my także ponosimy odpowiedzialność za to, że bramki dla Ruchu w tym meczu nie padły - kiwa głową defensor chorzowskiej jedenastki.

Pod dużym znakiem zapytania stał stan murawy obiektu przy Cichej, wobec nagłego ataku zimy. Pracownicy chorzowskiego MORiS-u spisali się jednak rewelacyjnie i płyta podczas poniedziałkowego spotkania była najwyższych lotów. - Trzeba tym ludziom oddać, że ze swoich obowiązków wywiązali się świetnie. Bardzo fajnie grało się na tej murawie, nie było różnicy pomiędzy tym, z czym mamy do czynienia latem, przy świecącym słońcu. Murawa była super, tylko szkoda dwóch straconych punktów - puentuje gracz drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.

Źródło artykułu: