Nogi są jeszcze ciężkie - rozmowa z Marcinem Baszczyńskim, obrońcą Polonii Warszawa

Marcin Baszczyński po pięciu tygodniach przerwy wrócił na boiska T-Mobile Ekstraklasy i pomógł Polonii Warszawa w odniesieniu cennego zwycięstwa nad Ruchem Chorzów.

Jak w kilku zdaniach podsumujesz wasze niedzielne zwycięstwo przy Konwiktorskiej?

Marcin Baszczyński: Na pewno, jak to zawsze po tej przerwie na reprezentację bywa, nasza forma była niewiadomą. Chcieliśmy przede wszystkim utrzymać styl i zagrać o pełną pulę, o dobry wynik, co nam się udało. Jeśli chodzi o atak, to mogło być zdecydowanie lepiej. Trzeba się jednak cieszyć z tego, co jest i dalej pracować, także nad defensywą, bo znów straciliśmy gola.

Rywale dość szybko objęli prowadzenie, to was jednak nie załamało, potrafiliście się podnieść.

- Nie było łatwo, ale to dobrze o nas świadczy. Cieszę się, że drużyna tak zareagowała, że potrafiliśmy się podnieść jeszcze w pierwszej połowie, wyjść na prowadzenie i stworzyć kilka kolejnych sytuacji. Mogliśmy ten mecz rozstrzygnąć już wcześniej, trafić się jednak nie udało i do samego końca trzeba było walczyć o utrzymanie jednobramkowego prowadzenia.

Kiedy Arkadiusz Piech już po kwadransie opuścił murawę, musiał wam spaść kamień z serca.

- Arek chyba podkręcił staw, a ja nie lubię, gdy z takich powodów piłkarz musi opuszczać boisko, to nie jest miła sprawa dla żadnego z nas. Na pewno jest to świetny napastnik, ale w jego miejsce wszedł na boisko Andrzej Niedzielan, który także zrobił dużo szumu i w związku z tym wcale nie było łatwo.

Nie masz wrażenia, że w drugiej połowie za bardzo się cofnęliście, zagraliście zbyt bojaźliwie?

- Nie. Ciągle szukaliśmy ofensywnych wyjść i przez cały czas kilku zawodników się w to angażowało. To nie były pojedyncze zrywy, tylko jak była okazja do kontry, to większą grupą szliśmy odważnie szukać kolejnej bramki. Wiadomo, że Ruch musiał postawić wszystko na jedną kartę i szukać wyrównującego gola, więc trochę nas przycisnęli, ale na szczęście zdołaliśmy się z tego wybronić.

Marcin Baszczyński jest w tym sezonie jednym z filarów zespołu Czarnych Koszul
Marcin Baszczyński jest w tym sezonie jednym z filarów zespołu Czarnych Koszul

Rozmawialiście już z Wojtkiem Szymankiem na temat sytuacji, w której straciliście gola?

- Rozmawialiśmy i do tej pory nie wiemy, kto strzelił tą bramkę i jak ta piłka się odbiła. Arek Piech też tego nie wiedział. Ja robiłem wślizg, chciałem przeciąć piłkę, później Wojtek też gdzieś złapał kontakt... Szczęśliwa to była bramka, nieczęsto takie padają.

To był dla ciebie pierwszy występ po dłuższej przerwie. Jak się czujesz po tym meczu fizycznie?

- Jestem zadowolony, bo myślałem, że będzie gorzej. Chciało mi się nawet dosyć biegać, nie przytykało mnie. Pozycja stopera wymaga raczej krótkich sprintów i z tym nie było najgorzej. Te nogi są jeszcze ciężkie, bo za mną sporo pracy mięśniowej, ale z każdym treningiem czuję się coraz lepiej.

Powrót nie był łatwy, bo widać było brak zrozumienia i zgrania pomiędzy tobą i Wojtkiem Szymankiem.

- Racja, było trochę nieporozumień i to nie tylko między mną a Wojtkiem, ale w całej czwórce w obronie. Mogliśmy być troszeczkę bliżej, było trochę problemów, ale w większości wynikały one z tego, że przegrywaliśmy w tym meczu środek pola.

Piotr Stokowiec podczas konferencji prasowej mówił, że ten mecz będzie bardzo ważny w kontekście układu tabeli i jeśli wygracie, to zgłosicie akces do walki o miejsce w czołówce.

- Tak wygląda nasza liga, że wygra się dwa mecze i jest się w czubie, a nagle przychodzi spadek formy, jeden czy dwa remisy i znowu gdzieś się leci do środka. Trzeba być czujnym. Można powiedzieć, że mecze z zespołami z czołówki mamy już za sobą, a przed nami spotkania z drugą częścią tabeli, co nie znaczy jednak, że będą one łatwiejsze. Zobaczymy, jak się sprawdzimy na tym polu.

Źródło artykułu: