Bydgoszczanie w połowie sierpnia podzielili się punktami z GKS-em Tychy. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, a gospodarze nie wykorzystali rzutu karnego. Miesiąc później Zawisza także zremisował z teoretycznie słabszym rywalem. Po golu w doliczonym czasie gry zawodnicy z grodu nad Brdą wyrwali jeden punkt Dolcanowi Ząbki. - Zawsze mówi się, że jak nie można wygrać, to trzeba zremisować. Wyrównującą bramkę zdobyliśmy w ostatniej minucie i z tego należy się cieszyć. Trzeba powiedzieć, że po pierwsze to zabrakło nam umiejętności - powiedział po meczu Jurij Szatałow.
Rywale przyjeżdżają do Bydgoszczy najczęściej defensywnie ustawieni. Wszyscy bowiem wiedzą, że nie ma sensu toczyć z Zawiszą otwartej gry. Tak ustawione przyjechał też Dolcan i to zaowocowało jednym punktem. - Próbowaliśmy robić to, co chcieliśmy i zakładaliśmy, ale po prostu rywale nam to uniemożliwiali. Potem zrobiło się nerwowo i zabrakło nam cierpliwości oraz konsekwencji. Nie zrealizowaliśmy tego, co chcieliśmy. Mieliśmy chyba osiem sytuacji podbramkowych, ale było za mało zimnej krwi. U siebie trzeba wygrywać, ale podchodzę do tego punktu z szacunkiem. Na pewno się on przyda - dodał szkoleniowec Zawiszy.
Także Łukasz Skrzyński otwarcie przyznał, że niezwykle ciężko jest strzelić bramkę rywalowi, który broni się całym zespołem. - Jeśli 22 zawodników skumulowanych jest na małym obszarze boiska, to naprawdę bardzo trudno o klarowne sytuacje. Nie zawsze jest tak łatwo, jak mogłoby się wydawać. Rywale zmusili nas do ataku pozycyjnego przez całe 90 minut. Do tego jeszcze mecz nie ułożył się po naszej myśli, przegrywając, chcieliśmy jak najszybciej odrobić straty. Ten jeden punkt to nasza porażka - zauważa kapitan zespołu.
- Większość rywali przyjeżdża do Bydgoszczy i muruje swoją bramkę, dlatego nie mówiłbym o problemie własnego stadionu. Duża część przeciwników boi się podjąć z nami otwartej gry. Dolcan bronił się nawet ósemką zawodników i później ciężko było strzelić jakieś bramki - wtóruje mu Andrzej Witan.