Oglądanie gry byłego zawodnika Ruchu Chorzów było w sobotę przy Konwiktorskiej czystą przyjemnością. Doświadczony skrzydłowy raz po raz ostrymi dośrodkowaniami wprowadzał zamieszanie w szeregach obronnych białostockiej drużyny, bocznym obrońcom uprzykrzał życie po indywidualnych rajdach, a cały występ zwieńczył kapitalnym strzałem z rzutu wolnego w samo okienko bramki Łukasza Skowrona.
- Dużo trenuję wykonywanie rzutów wolnych i staram się doprowadzić to do perfekcji. Teraz wpadło i bardzo się z tego cieszę - nie kryje Brzyski. Doświadczony zawodnik uratował swojej drużynie remis, przez całą drugą połowę Czarne Koszule biły bowiem głową w mur wzniesiony przez świetnie dysponowanego Michała Pazdana oraz prowadzącego zawody na dramatycznie niskim poziomie Roberta Małka.
Brzyski nie jest zawodnikiem bramkostrzelnym, w sumie w całej swojej karierze w najwyższej klasie rozgrywkowej zaliczył osiem trafień, w meczu z Jagiellonią miał jednak wyjątkowy apetyt na piękne gole. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że skrzydłowy zaangażował wszystkie swoje siły ku temu, by w sobotę zanotować uderzenie które zostanie okrzyknięte najpiękniejszym w całym sezonie, ale ostatecznie powodzeniem zakończył się jedynie rzut wolny.
Kilka chwil po zaliczeniu wyrównującego trafienia Brzyski zdecydował się na zaskakujący strzał blisko czterdziestu metrów. Były gracz Ruchu huknął z powietrza na bramkę Skowrona, futbolówka zatrzepotała jednak w bocznej siatce. - Lubię takie uderzenia. Widziałem, że bramkarz trochę wyszedł, więc spróbowałem. Mało co, a pika by wpadła, ale jednak się nie udało - mówi sam zainteresowany.
Kolejną próbę skrzydłowy podjął na pięć minut przed końcem doliczonego czasu gry, decydując się na strzał efektowną przewrotką. Znów zabrakło niewiele. - Ostatnio na treningach Baszczyński mi trochę wrzucał i parę takich przewrotek weszło, więc i teraz zaryzykowałem. Szkoda, że nie wpadło - podsumowuje Brzyski. Do szczęścia brakowało mu niewiele, w sumie trafił jednak tylko raz i mecz zakończył się remisem.