Marcin Ziach: Wróciłeś do Polski po nie do końca udanej rundzie wiosennej w 1. FC Kaiserslautern. Jakie dziś odczucia ci towarzyszą?
Jakub Świerczok
: Jestem lekko rozczarowany, bo przez cała wiosnę zagrałem tylko sześć spotkań. Myślę, że jednak mogę powiedzieć, że jestem dziś lepszym piłkarzem, niż wówczas, kiedy odchodziłem z Polonii Bytom. Okres treningów w Kaiserslautern naprawdę wiele mi dał i wiele się przez ten czas nauczyłem. Mam nadzieję, że po udanym okresie spędzonym w Gliwicach wrócę do Bundesligi i będę mógł liczyć na regularne występy.
Żałujesz tego, jak twoja przygoda z piłką wyglądała w ostatnich miesiącach? Może na wyjazd do zachodniego klubu było za wcześnie...
-
Jedyną rzeczą, której żałuję było to, że dostawałem tak mało szans na regularne występy. Sama decyzja o transferze do Niemiec okazała się być słuszna, bo na jednej rundzie w Kaiserslautern moja przygoda z tym klubem na pewno się nie skończy. Teraz jestem w Piaście, a do Niemiec wrócę jeszcze silniejszy.
Czułeś, że odstajesz wyraźnie od poziomu drużyny? Liczba twoich występów może świadczyć o tym, że nie wytrzymałeś przeskoku poziomu klas.
- Nie czułem się od nikogo słabszy. Na treningach z każdym walczyłem, jak równy z równym. Może grałem mało dlatego, że... Albo nie. Nie chcę o tym mówić. To już jest za mną i koncentruję się na tym, co przede mną. Teraz liczy się tylko Piast.
W Niemczech częściej grałeś w IV-ligowych rezerwach K'lautern, niż na boiskach 1. Bundesligi.
- Ale nic przez ten czas nie straciłem, bo poziom IV ligi niemieckiej jest porównywalny z tym, z czym miałem do czynienia grając w I lidze z Polonią. Myślę, że nawet więcej argumentów przemawia za grą w Niemczech, ale na pewno między tymi ligami nie ma jakiejś wielkiej przepaści.
Działacze nie robili ci problemów z przeprowadzką?
- Nie, moją decyzję w klubie przyjęto ze zrozumieniem. Ja chcę się rozwijać i wszyscy w Kaiserslautern mają tego świadomość. Klub też na tym zyska, bo będzie miał ogranego w dobrej lidze zawodnika, który może w przyszłości znacząco wzmocnić kadrę pierwszego zespołu.
Wybrałeś powrót do Polski i ofertę Piasta Gliwice. Nie było dla ciebie ciekawszych wyzwań?
- Oferta z Gliwic była naprawdę ciekawa. Staję przed nowym wyzwaniem, jakim jest rywalizacja o miejsce w składzie drużyny występującej w T-Mobile Ekstraklasie. Kilka innych klubów wyrażało zainteresowanie, ale Piast był najbardziej konkretny i zdeterminowany, by mnie pozyskać. Ja sam także chciałem spróbować sił w tym klubie, bo wiem, że jest dobrze poukładany, a tego mi potrzeba najbardziej w tym momencie mojej przygody z piłką.
Podobno Polonia Bytom zamierzała zagiąć na ciebie parol i dać ci się odbudować w klubie, w którym zaliczyłeś najlepszą rundę w karierze.
- Nic o zainteresowaniu z Bytomia moją osobą mi nie wiadomo. Poza tym nie byłbym taką ofertą zainteresowany, bo gra w II lidze polskiej, to byłoby zesłanie.
Postawa beniaminków, a takim jest Piast, jest zawsze wielką niewiadomą.
- Myślę, że to działa na naszą korzyść, bo wiele zespołów nie wiedząc na co nas rzeczywiście stać może podchodzić do meczów z nami lekceważąco. Ja jestem przekonany, że nasz cel minimum na ten sezon osiągniemy bez problemów i uda nam się utrzymać w elicie.
Piast ma przynajmniej się utrzymać. A Jakub Świerczok, jaki stawia sobie cel na najbliższy sezon?
- Nie chcę póki co o tym mówić. Zaczekam na swój pierwszy mecz w T-Mobile Ekstraklasie i wtedy będę realnie mógł ocenić, jaki cel bramkowy jest dla mnie do osiągnięcia.
W rywalizacji o miejsce w ataku masz trzech bardzo groźnych rywali. Nie boisz się ponownie roli rezerwowego?
- Nie, jestem pewny, że ten aspekt wpłynie na mnie pozytywnie. Rywalizacja w piłce nożnej jest nieodzowna. Na każdym treningu rozgrywasz swój własny mecz i wiesz, że jeśli go nie wygrasz, to siądziesz w lidze na ławce.
Być może przyjdzie ci zadebiutować w Piaście w derbach z Górnikiem Zabrze. Dla gliwiczan jest to największy z możliwych rywali.
- Po zwycięstwie nad Widzewem nie było innego tematu, niż mecz z Górnikiem. Od poniedziałku z dnia na dzień to ciśnienie rośnie i jestem przekonany, że presja nie spęta nam nóg. W derbach zawsze gra się o zwycięstwo i dla nas nie ma innej opcji, niż wygrać na inaugurację.
Przed debiutem w T-Mobile Ekstraklasie jakiś dreszczyk emocji ci towarzyszy?
-
Nie ma żadnego dreszczyku. Grałem już w Bundeslidze, przy jeszcze większej publice i muszę być mocny psychicznie. Wychodzę na boisko, to liczy się tylko zielona murawa, piłka i to, żeby umieścić ją w siatce bramki rywala. Górnik ma powody do zmartwienia.
-
- Nie, moją decyzję w klubie przyjęto ze zrozumieniem. Klub też na tym zyska, bo będzie miał ogranego w dobrej lidz Czytaj całość