Niżej notowany Dolcan Ząbki sprawił sporo kłopotów zespołowi z Lubelszczyzny. Bogdanka długo nie miała pomysłu na sforsowanie szczelnej obrony przeciwnika i nie skonstruowała właściwie żadnej groźnej akcji. W końcówce mogła zadać decydujący cios, gdy Veljko Nikitović trafił w słupek po rozegraniu stałego fragmentu gry. - Myślę, że stworzyliśmy o jedną stuprocentową sytuację więcej od Dolcanu. Mieliśmy piłkę meczową w końcówce i nie strzeliliśmy. To była typowa I-ligowa walka. Rywale cofnęli się i ciężko było nam coś zrobić. Stąd wynikał brak sytuacji - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl ocenia Paweł Magdoń.
W takim meczu jeden gol zadecydowałby o losach rywalizacji, więc obie strony z całych sił dbały o zachowanie czystego konta. Skupienie większości sił na defensywie odbiło się na poziomie meczu. Zawiedzeni kibice gwizdami pożegnali drużyny schodzące do szatni po ostatnim gwizdku sędziego. - Dobrze, że zagraliśmy na zero z tyłu, bo ciężko byłoby odrobić ewentualną stratę. Dolcan nastawił się na kontry, czekał na nas. My prowadziliśmy grę, ale trochę nam ona nie wychodziła. Nie strzeliliśmy bramki na początku i później było ciężko coś zrobić z przodu - analizuje były reprezentant Polski.
Bogdanka zagrała mało agresywnie. Nie tylko nie potrafiła wymusić błędów na przeciwniku, ale też popełniła sporo strat. Remis z Dolcanem to ostrzeżenie przed dalszą częścią rundy wiosennej, a piłkarze z pokorą przyjmują ten wynik. - Jeden punkt też trzeba szanować - przekonuje Magdoń.