Marcin Ziach: W ostatnich dwóch meczach znajdowałeś miejsce w kadrze meczowej Górnika. W meczu z ŁKS Łódź wybiegniesz już na boisko?
Adam Danch: Mam nadzieję, że tak będzie. Od meczu z Lechem regularnie pojawiam się już w meczowej "18" i spokojnie czekam na swoją szansę. Wiem, że prędzej czy później okazję, by przekonać trenera, że wróciłem do formy sprzed absencji otrzymam i będę robił wszystko, by ją wykorzystać.
Wszystkie zaległości treningowe już wykonałeś i fizycznie jesteś w optymalnej dyspozycji?
- Wszystkie wyniki wskazują na to, że z moim zdrowiem jest wszystko w porządku i trenuję na pełnych obrotach. Gdybym odstawał od drużyny, pewnie trener nie brałby mnie do kadry meczowej. Fizycznie czuję się dobrze i myślę, że trener to dostrzega. Czuję się na siłach, by wrócić do gry i pomóc Górnikowi w walce o ligowe punkty.
Przyczyną twojej absencji nie była typowa kontuzja "piłkarska", a wirus wątroby, który odnowił się na skutek dużego wysiłku.
- Faktycznie jesienią wyglądało to nieciekawie, ale dziś już nie ma żadnych przeciwwskazań, żebym nie mógł trenować i grać. Jestem pod stałą opieką lekarską i gdyby było coś nie tak, na pewno dawno bym o tym wiedział. To co było zostawiam za sobą i dziś patrzę na to co przede mną i co czeka Górnika w dalszej części sezonu.
Kilka meczów swojego zespołu musiałeś oglądać w telewizji i z perspektywy trybun. Nerwy były porównywalne do tych, na murawie?
- Były zdecydowanie większe, zwłaszcza kiedy chłopakom coś nie szło. Wtedy serce wyrywa się do gry, chce się wejść na boisko i pomóc drużynie, a dobrze wiesz, że nie możesz tego zrobić. Przeżywanie emocji na boisku, a przeżywanie ich z ławki rezerwowych, czy z trybun, to dwie zupełnie inne historie. Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiał tego powtórnie przeżywać.
Jak początek rundy wiosennej w wykonaniu Górnika wyglądał okiem kapitana drużyny?
- Chłopakom start rundy się udał i nasza gra wyglądała całkiem nieźle. Za nami trzy mecze, w których zdobyliśmy pięć punktów. Jasne, że mogło być lepiej, ale cieszymy się z tego, co mamy.
Która strata punktów boli najbardziej?
- Na pewno ta w Bełchatowie, gdzie spokojnie mogliśmy pokusić się o zwycięstwo i zgarnąć całą pulę. Przestrzeliliśmy przecież rzut karny, a potem graliśmy przez całą drugą połowę z przewagą jednego zawodnika. Zabrakło drugiej bramki i ten punkt także musimy przyjąć z pokorą.
Patrząc na grę Górnika na wiosnę, nie da się nie ulec wrażeniu, że nie często umiecie rozegrać dwóch, równorzędnych połów.
- Akurat z Legią udało nam się rozegrać dwie równe połowy. Nieźle wyglądało to też w Bełchatowie, zwłaszcza w pierwszej połowie. Słabiej zagraliśmy za to pierwszą połowę w meczu z Lechią. Na szczęście udało się chłopakom po przerwie otrząsnąć i stan meczu wyrównać. Póki co mamy za sobą trzy mecze i jesteśmy bez porażki, więc nie mamy wielkich powodów do narzekań. Choć faktycznie jeszcze trochę pracy przed nami.
Opaska kapitańska daje ci jakiś dodatkowy plus, przy walce o powrót do składu, czy nawet kapitanowi trener nie odpuszcza?
-
Nie, opaska kapitańska tutaj nie ma żadnego znaczenia. Wszyscy w oczach trenera jesteśmy równi i każdy walczy o miejsce w jedenastce na tych samych zasadach. Nikt na treningach nogi nie odstawia, więc nie ma mowy o żadnej taryfie ulgowej.
W Michał Pazdan czy Ołeksandr Szeweluchin to dziś poważniejszy dla ciebie rywal o miejsce w wyjściowym zestawieniu?
- Obaj grają bardzo dobrze i rywalizacja o miejsce na stoperze jest dziś naprawdę poważna. Ja mogę się tylko z tego cieszyć, bo jak kandydatów do gry na twojej pozycji jest więcej, to na treningach pracujesz jeszcze ciężej i robisz konkretne postępy. Muszę mieć cały czas świadomość, że jak odpuszczę, to do końca sezonu już z ławy pewnie nie wstanę.
Tobie ta rywalizacja służy i czujesz, że progres twojej formy jest znaczący?
-
Ciężko mi dziś powiedzieć, bo to się dopiero okaże, kiedy dostanę szansę i wyjdę na boisko. Zawsze najlepszą weryfikacją formy danego zawodnika jest to, jak spisuje się w meczu ligowym i ja na tę weryfikację ciągle czekam.
Ostatnie wydarzenia, w związku z zatrzymaniem trzech zawodników Górnika przez policję wpłynęły jakoś znacząco na atmosferę w szatni?
- Podeszliśmy do tego na spokojnie i ten temat nawet w szatni nie był poruszany. Nie było mowy, żeby ten temat w jakimkolwiek stopniu zakłócił naszą koncentrację i przygotowania do meczu z ŁKS-em, a on był dla nas w ostatnich dniach najważniejszy. Do meczu przystąpimy bez dwóch bardzo ważnych ogniw naszego zespołu, ale jestem pewien, że damy radę ich zastąpić i to spotkanie wygramy.
Dla zawodników dziś zawieszonych ciężkim przeżyciem może być powrót do szatni. Niewątpliwie jest w nich obawa, jak ich przyjmiecie z powrotem.
- Nie będziemy na pewno tego poruszać. Wszyscy jesteśmy zespołem i razem walczymy dla Górnika. Nie ma mowy, żeby ktoś w szatni czuł się odrzucony.
Mecz z ŁKS Łódź będzie kolejnym starciem z rywalem niżej od Górnika notowanym. Będzie to batalia ciężka, bo rywal zagra z nożem na gardle.
- Widać po chłopakach z ŁKS-u, że są zdeterminowani, by się w tej lidze utrzymać, a po zimowych zmianach z meczu na mecz radzą sobie coraz lepiej. ŁKS ma w kadrze naprawdę dobrych piłkarzy i o tym, że nie będzie to łatwy mecz przekonaliśmy się już jesienią, kiedy w Łodzi tylko zremisowaliśmy. Z drużynami walczącymi o utrzymanie gra się bardzo ciężko i my mamy świadomość, że aby zdobyć trzy punkty musimy zagrać z jeszcze większą ambicją, walką i determinacją od rywala. Na pewno nas na to stać, zwłaszcza przed własną publicznością.
Nazwiska jawiące się w jedenastce z Łodzi robią na tobie wrażenie?
- Nie da się ukryć, że są to zawodnicy znani, którzy w niedalekiej przeszłości grali jeszcze w czołowych klubach tej ligi. Na pewno te nazwiska robią wrażenie i nie mamy prawa tego zespołu zlekceważyć. Musimy pamiętać, że my też mamy swoje atuty i jeżeli je w pełni wykorzystamy trzy punkty zostaną w Zabrzu. Nikt nam nie powie, że stoimy na straconej pozycji.