Piłkarze Śląska Wrocław już w 6. minucie meczu z Koroną Kielce objęli prowadzenie. - Zaczęło się dobrze, skończyło się fatalnie. Nie ma co długich formułek wygłaszać. Korona wygrała, okazała się lepszą drużyną i trzeba to przyjąć po męsku - wspomina Łukasz Madej. Wrocławianie potem stracili dwie bramki i ostatecznie w całym spotkaniu przegrali 1:2. - Zawsze gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Nam Korona nie pozwoliła na wiele. Trzeba to obejrzeć na spokojnie, bo na gorąco nie można wygłaszać osądów, które później mogą mijać się z prawdą - podkreśla piłkarz.
Gola dla WKS-u strzelił właśnie Madej, który na listę strzelców wpisał się także w poprzedniej kolejce, w meczu w Łodzi z Widzewem. - Zdarzały się ładniejsze bramki i lewą nogą. Fajnie, że to wpadło. Była to ciężka sytuacja. Szkoda, że mecz skończył się tak, jak się skończył - opisuje swoje trafienie pomocnik zielono-biało-czerwonych.
[videa=PFS3wsrKcb2M4RE2]
Wrocławianie w tym roku są w ewidentnym kryzysie. Śląsk na cztery mecze nie wygrał żadnego, dwa zremisował, a w dwóch poniósł porażkę. Takie wyniki sprawiły, że drużyna Oresta Lenczyka straciła już prowadzenie w tabeli T-Mobile Ekstraklasy. - Gra nie idzie, ale nie z takich dołków wychodziły drużyny. Mam nadzieję, że my też się podniesiemy, bo nie można cały czas dołować - żyje nadzieją Madej. - Myślę, że te nasze wyniki nas w końcu zmotywują - to znaczy zmotywowani jesteśmy, ale może gdzieś to nas obudzi. Tej różnicy w tabeli nie ma jakiejś kolosalnej. To trzy punkty. Cały czas jest szansa - dodaje.
Na początku roku wicemistrzowie Polski grali systemem z trzema środkowymi pomocnikami. Teraz opiekun WKS-u wraca do ustawienia z rundy jesiennej, z klasycznymi skrzydłowymi. - Gdzieś zatraciliśmy swoją tożsamość. Nie ma co ukrywać. Przez ten cały okres przygotowawczy graliśmy co innego. Mam nadzieję, że wrócimy do tego, co graliśmy, bo parę zalążków z jesieni jest. Mam jednak nadzieję, że się obudzimy i będziemy prezentować się tak, jak jesienią - wyjaśnia Łukasz Madej w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Ten piłkarz dopiero pierwszy raz w tym roku znalazł znalazł się w wyjściowej jedenastce. Wcześniej przez Oresta Lenczyka był on konsekwentnie pomijany przy ustalaniu wyjściowego składu. - Już przyzwyczaiłem się, że nigdy nie zaczynam jako podstawowy zawodnik po okresie przygotowawczym. Zawsze musiałem sobie wszystko sam wywalczyć. Teraz tak naprawdę wywalczyłem sobie to miejsce tylko swoją postawą. Dziękuję przede wszystkim sobie, że nie poddałem się w ciężkich momentach - stanowczo zaznacza zawodnik. Czy po względnie dobrym spotkaniu, na dłużej zagości on w podstawowym składzie? - To już pytanie do trenera - odpowiada.
Piłkarzowi Śląska latem kończy się kontrakt z klubem z Wrocławia. Jak na razie nic nie słychać o tym, aby umowa miała zostać przedłużona. - Na razie trener nie dał takiej deklaracji szefom klubu. Proszę zapytać wprost trenera dlaczego nie wskazał mojej osoby do przedłużenia kontraktu. Na razie się tym nie załamuję. Koncentruję się na tym, żeby jak najlepiej grać - podsumował piłkarz, który przyznał, że po tym jak strzelił bramkę Widzewowi, nie boi się jednak chodzić po Łodzi. Madej jest bowiem łodzianinem, a utożsamiany jest z ŁKS-em.