Eksperymenty już za nami - rozmowa z Marcinem Sasalem, trenerem Pogoni Szczecin

- Dogadaliśmy się z Hernanim, mogliśmy ściągnąć Niedzielana, a jeden z moich rozgrywających jest uparcie nazywany defensywnym pomocnikiem - wyjaśnia szereg spraw trener Portowców Marcin Sasal, który dokonał przeglądu swojej kadry na niewiele ponad miesiąc przez startem pierwszoligowej wiosny.

Sebastian Szczytkowski: Półmetek przygotowań Pogoni tuż, tuż. Dotychczas niemiłych niespodzianek chyba nie zabrakło?

Marcin Sasal: Nerwowość spowodowało odwołanie "niemieckich" sparingów, jednak ostatecznie wybrnęliśmy z tego zamieszania. Rękę podali nam kolejno szkoleniowcy: Chrobrego Głogów i Podbeskidzia, z którymi to zespołami zagraliśmy dobre mecze kontrolne. Mankamentem pierwszego z tych spotkań była konieczność przemierzenia ponad trzystu kilometrów, co odbiło się na naszej postawie w początkowych minutach. Natomiast pozostała część planu jest realizowana bez zakłóceń, więc nie narzekajmy.

Nawet na pogodę?

- Nawet, niska temperatura nam nie przeszkodziła, gdyż ostatnio i tak poświęciliśmy czas treningom biegowym. Dodatkowo, na Pomorzu nie zmagaliśmy się z aż tak tęgimi mrozami jak w głębi kraju. Jedynie sparing z Torgelower był w pewnym stopniu utrudniony przez aurę.

Rozpoczęliście wspólne przygotowania jako ostatni pierwszoligowiec. Piłkarze mieli w trakcie urlopów pracować indywidualnie. Czy spisali się bez zarzutu?

- W większości przypadków tak. Zdarzyły się wyjątki, ale nazwiska pozostaną tajemnicą. Dzięki pozostałym, którzy wykonali wszystko co do nich należało, zaczęliśmy przygotowania z wysokiego poziomu.

Na obóz w Pogorzelicy ostatecznie nie dojechał Hernani, a temat jego transferu ciągnie się już od dawna.

- Porozumieliśmy się zarówno z samym piłkarzem, jak i z Koroną. Na przeszkodzie stoją sprawy pomiędzy Hernanim, a byłym klubem. Kielczanie wrócili ze zgrupowania, kwestia rozstrzygnie się niebawem w jedną lub drugą stronę.

Wzmocnienie środka obrony jest konieczne. Szukamy między innymi za granicą, ponieważ w Polsce zapanowała ostatnio jakaś plaga. Trudno znaleźć obrońcę, poza prawym środkowym. Może nie rodzą się takie dzieci, a może źle szkolimy...

Szczecinianie zagrali z Torgelower SV w śnieżycy (fot. Pogoń)
Szczecinianie zagrali z Torgelower SV w śnieżycy (fot. Pogoń)

Znaleźliście Mekeila Williamsa. Jego zakontraktowanie jest uzależnione od losów transferu Hernaniego?

- Nie. Williams to inwestycja w przyszłość, która nie generuje wielkich kosztów. Najpierw musiałby się zaaklimatyzować w kraju, a następnie wskoczyć na kolejny poziom, czyli odnaleźć się w Szczecinie. Teraz nie oprzemy na nim gry obronnej. Dopiero w czerwcu postanowilibyśmy: czy ten zawodnik ma szansę się rozwijać. Solidnych defensorów, których kibic ogląda nie dławiąc się sokiem na trybunach, jest niewielu.

Choć przez moment była rozpatrywana opcja ściągnięcia napastnika?

- Mogliśmy się dogadać z Andrzejem Niedzielanem, jednak zrezygnowaliśmy. Mamy pole manewru w przypadku absencji nominalnych napastników, bo ewentualną dziurę można załatać choćby Adamem Frączczakiem. Jeśli z kolei ominą nas kłopoty, to gracze ofensywni zagwarantują odpowiednią jakość.

Transfer napastnika to po pierwsze koszty, po drugie loteria, a po trzecie zagrożenie, że taki Zwoliński nie miałby wiosną szansy nawet liznąć murawy, choć jest utalentowanym i rozwijającym się chłopakiem.

Przywołany Zwoliński, czy jeszcze młodszy Sebastian Rudol dostali szansę. Jak sobie z nią radzą?

- Nadszedł ich czas. Przez najbliższe pół roku mają pokazać: czy robią postępy. Rudol podczas treningów nie ustępuje piłkarzom, którzy mają za sobą kilkudziesięcioletnie kariery. Zwoliński gra jak "stary" napastnik i nie brakuje mu niczego poza skutecznością i cwaniactwem. Po meczu z Podbeskidziem sam przyznał, że w defensywie przeciwnika zagrali normalni ludzie i można ich ograć. A wcześniej myślał, że przybyli z innego świata.

Vuk Sotirović może osiągnąć na starcie wiosny stuprocentową formę, mimo problemów zdrowotnych?

- Powinniśmy zdążyć przygotować Vuka. Po zabiegu zszycia łękotki nie powinien kopnąć piłki przez dwa i pół miesiąca i to jest największy problem. Do ligi pozostało jednak sporo czasu, a podczas obozu Serb zakończył już pewien etap. Mogliśmy go przypilnować, miał długie treningi i pracował nad przygotowaniem fizycznym.

Marcin Sasal podczas ostatniego jesiennego meczu, przeciw Warcie
Marcin Sasal podczas ostatniego jesiennego meczu, przeciw Warcie

W kadrze zrobiło się tłoczno, szczególnie w środku pola. Jak to poukładać?

- Opcja z młodzieżowcem na defensywnym pomocniku wypaliła. Szałek przez ostatnie spotkania wygrał tam rywalizację, choć na początku sezonu nic na to nie wskazywało. "Szałi" ma też alternatywę w postaci równie młodych zawodników.

Gdzie w tej mieszance miejsce dla Adriana Łuszkiewicza?

- Kibice uparcie twierdzą, że to defensywny pomocnik, ale dla mnie to zwykły rozgrywający, który potrafi zarówno odebrać piłkę, jak i zagrać w przodzie. Jest alternatywą dla Bartosza Ławy czy Takafumiego Akahoshiego, ale to na razie ci robią jakość w środku pola.

Kilku zawodników już wypadło z planów trenera. Część kibiców nie zgadza się z wystawieniem na listę transferową Daniela Wólkiewicza.

- Tak Wólkiewicz, jak i przykładowo: Mandrysz potrzebują grania i poradziliby sobie w składzie pierwszoligowego średniaka. Jednak nie w Pogoni, gdzie konkurują z lepszymi jakościowo pomocnikami.

Pogoń to nie jest miejsce do szkolenia zawodników i eksperymentowania. Sprawdziany w lidze już przerabialiśmy i przez nie straciliśmy kilka punktów. Musimy zagrać o wynik, w przeciwnym razie będzie katastrofa. Daliśmy piłkarzom szanse, a ci najsłabsi muszą dziś odejść, niezależnie od zasług, nazwiska i miasta urodzenia. Liczy się tylko aktualna przydatność do zespołu.

Czasem trzeba ruszyć się na drugą stronę ulicy, bo nie można przesiedzieć całego życia w jednym barze. Oczywiście, w Pogoni jest wygodnie, płacą, są dobre warunki i odchodzić się później nie chce. Jak ktoś zaczyna narzekać, to zawsze mówię: "idź do Polonii Bytom i zobacz jak tam jest fajnie".

Czyli można się spodziewać dalszego uszczuplania zespołu?

- Na pierwsze zgrupowanie pojechało 27 zawodników, a z nich muszę wystawić meczową osiemnastkę. Dziewięciu wysyłam wówczas na trybuny, więc jakie szanse ma ten ostatni w hierarchii na granie? Niewielkie. Mam kazać tym chłopakom biegać wokół sąsiedniego boiska, ponieważ podczas treningu zorganizowałem grę taktyczną? Jeszcze trzech będzie musiało odejść.

Ktoś zyska tylko dlatego, że jest młodzieżowcem?

- Od momentu wprowadzenia przepisu o młodzieżowcu ktoś zyskuje, a ktoś inny traci. Zyskał przykładowo Szałek, ofiarą tego systemu był na początku sezonu Frączczak. Co jednak warte zauważenia, w jedenastce najwięcej grających jesienią nie było żadnego młodzieżowca. Pierwszy z nich plasował się dopiero na czternastym miejscu. Oni wciąż się uczą, mają pewne nawyki i młodzieńcze braki.

Źródło artykułu: