- Mecz z Ruchem miał dla nas ogromne znaczenie, bo straciliśmy z nimi punkty w meczu u siebie. Udało nam się w Radzionkowie połączyć to, co nie udawało nam się w ostatnich kolejkach. Byliśmy wreszcie zespołem lepszym i udowodniliśmy to końcowym wynikiem - dowodzi Paweł Magdoń, obrońca Bogdanki.
Drużyna z Łęcznej na Śląsk przyjechała zdeterminowana, by fatalną passę ukrócić i jej się to udało. - Wiedzieliśmy, jakie są atuty rywala i udało nam się ich go pozbawić. Ruch to zespół bardzo silny, który ma jednych z najlepszych pod względem umiejętności indywidualnych zawodników w tej lidze. Była to dla nas piorunująco ciężka przeprawa, ale najważniejsze, że wygraliśmy - przyznaje defensor drużyny z Lubelszczyzny.
Recepta na triumf Bogdanki w Radzionkowie była prosta. - Musieliśmy zagrać agresywnym pressingiem, zostawiając na boisku Ruchowi mało miejsca na rozgrywanie piłki. Udało nam się to, a przy tym skarciliśmy rywala w pierwszej połowie i potem mogliśmy grać z kontrataku, co nam wychodzi chyba najlepiej. Takiego meczu potrzebowaliśmy. Szkoda, że przyszedł dopiero na koniec rundy, ale i tak przełamanie cieszy - kiwa głową Magdoń.
Defensorzy łęczyńskiej drużyny szczególną uwagą otoczyli Michała Mak i Mateusza Mak. Obserwowani w tym meczu przez dyrektora sportowego Wisły Kraków radzionkowscy bliźniacy nie umieli sobie poradzić z tak grającym rywalem. - Gramy po to, żeby wygrać i nie patrzymy na to, kto gra w drużynie przeciwnej. Bracia Mak to naprawdę dobrzy zawodnicy, których musieliśmy otoczyć szczególną opieką. Konsekwencja była górą - puentuje gracz Bogdanki.