W letnim okienku transferowym Górnika wzmocniło sześciu graczy. Dwóch kolejnych wróciło z wypożyczeń, a kolejni dwaj zawodnicy wrócą do drużyny po kontuzji w przeciągu najbliższych tygodni. Grono tych pierwszych mogło być znacznie bardziej okazałe, gdyby klub zdołał zakontraktować wszystkich zawodników, których tego lata działacze chcieli na Roosevelta ściągnąć.
Pierwszym zawodnikiem, który dał zabrzanom prztyczka w nos był Jan Kozak. Reprezentant Słowacji miał w Górniku załatać lukę powstałą po odejściu Roberta Jeża. Nie porozumiał się jednak z włodarzami śląskiego klubu na temat warunków swojego kontraktu indywidualnego. Z podobnych powódek do Zabrza nie trafił reprezentant Serbii, Veseljko Trivunović. Gracz OFK Belgrad oczekiwał pensji jeszcze wyższej od Kozaka, odrzucając warunki nie tylko Górnika, ale też Happoelu Tel-Awiw.
O wiele ciekawiej wyglądały tajniki nieudanej przeprowadzki do śląskiego klubu francuskiego skrzydłowego Alexandra Mendy’ego. Prawy pomocnik Mlady Boleslaw w pierwszym etapie rozmów odrzucił propozycję Górnika, ale potem sprawa nabrała nieoczekiwanego zwrotu. - Trochę niepotrzebnie przyjechał do Zabrza i stwierdził, że jednak "jest to miasto dla sportowców i chce grać w Górniku". My wtedy mieliśmy już jednak zakontraktowanego Pawła Thomika - mówi w rozmowie z naszym portalem Tomasz Młynarczyk, prezes Górnika.
Były zawodnik niemieckiej młodzieżówki był od Mendy’ego tańszy, a kiedy włodarze zabrzańskiego klubu uznali, że warto byłoby mieć w klubie ich obu… Francuz rozpłynął się w powietrzu. Oficjalnie; znalazł nowy klub. Nieoficjalnie… podczas spaceru po ulicach jednego ze Śląskich miast usłyszał hasła rasistowskie, czym czarnoskóry zawodnik ostatecznie do Polski i do polskiej ligi się zraził.
Pół Polski zwiedził za to przed podpisaniem kontraktu z Górnikiem Idan Shriki. - Najpierw pokazaliśmy mu stadion Legii w Warszawie i powiedzieliśmy, że w Zabrzu powstanie podobny, bo czuliśmy, że jak zobaczy nasz obiekt to może być w lekkim szoku - uśmiecha się szef zabrzańskiego klubu. - Potem pojechał na Dębowe Tarasy w Katowicach, żeby obejrzeć swoje mieszkanie i dopiero przyjechał do klubu. Wycieczka była wyczerpująca, ale ostatecznie kontrakt podpisał, więc warto było - dodaje.
Inne aspekty zadecydowały z kolei o tym, że na Roosevelta nie trafił Miłosz Przybecki. - Przed transferem rozmawialiśmy z jednym z lekarzy. Ostrzegł nas, że zawodnik ma poważne problemy z kręgosłupem i choruje na artretyzm. To mogło w przyszłości rzutować na jego kontuzjogenność. Poza tym, nasz pion sportowy nie był zachwycony jego postawą w rundzie wiosennej - wyjaśnia działacz Górnika. Podobnie miały się losy braci Mateusza i Michała Mak. - Przyglądaliśmy się im bardzo dokładnie, ale uznaliśmy, że nie prezentują jeszcze poziomu ekstraklasy, a za podobne pieniądze mogliśmy zakontraktować kilku chłopaków z naszej drużyny wicemistrzów Polski juniorów. Makom będziemy się jeszcze przyglądać - puentuje nasz rozmówca.