- Rozmawiam z panem, a oczy same mi się kleją ze zmęczenia. Jesteśmy na zgrupowaniu w Oeversee, dopiero wróciłem z drugiego treningu, a czeka mnie jeszcze jeden, po południu - mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
- Po południu trener zrobił nam gierkę, trwała półtorej godziny. Cztery dni już minęły od tych zajęć, a nogi ciągle mnie bolą. Chłopaki uspokajają, że u tego trenera zawsze tak jest, ale później naprawdę człowiek czuje moc, może zryć boisko wzdłuż i wszerz. Lepsze to niż w 60. minucie meczu zwymiotować z wysiłku - opowiada o metodach treningowych szkoleniowca.
Treningi są ciężkie, ale za to klub jest zorganizowany perfekcyjnie. - Pierwszego dnia po przyjeździe miałem już samochód, niemiecki numer telefonu, konto w banku i apartament. Żyć nie umierać. Wcześniej myślałem, że jak polscy piłkarze występujący na Zachodzie opowiadają, że w swoich klubach mogą skupić się tylko na graniu, to trochę koloryzują. Dziś jednak już wiem, że mówili prawdę - przyznał Klich.
Źródło: Przegląd Sportowy.