Misja - wyprowadzić na prostą zagubioną Pogoń
- Coś drgnęło w klubie! - oceniały zgodnie pracę Artura Płatka osoby będące blisko szczecińskiego pierwszoligowca. Gdy młody szkoleniowiec obejmował stery Pogoni u schyłku rundy jesiennej, drużyna prezentowała się koszmarnie, odnosząc przy tym szereg kompromitujących porażek. Wystarczy przypomnieć, że Portowcy, jako jedyni w lidze, pozwolili wywieźć punkty z własnego stadionu beniaminkowi - Termalice Bruk-Bet Nieciecza, która zwyciężyła w Szczecinie 3:1. Czara goryczy wśród kibiców przelewała się, a Pogoń regularnie dryfowała w kierunku strefy spadkowej. Poprzednik Płatka, Maciej Stolarczyk kompletnie zawiódł w roli trenera i tylko pogorszył to, co w okresie przygotowawczym zaniedbał Piotr Mandrysz. Także przygoda Płatka w Pogoni nie rozpoczęła się przyjemnym akcentem. Rozbita drużyna poległa dwukrotnie, ale już w zamykającym rundę pojedynku z GKS Katowice zaprezentowała się przyzwoicie i dość pechowo straciła punkty w ostatnich minutach meczu.
Młodzi na start
W pamiętnym meczu z katowiczanami, Artur Płatek zdecydował się wprowadzić na boisko młodego Marcina Juszczaka. Wysłanie do boju niedoświadczonego napastnika, w kontekście późniejszej porażki, odebrano w Szczecinie jako błąd. Przyznał się do niego zresztą sam szkoleniowiec podczas pomeczowej konferencji prasowej. Mimo niepowodzenia, Płatek nie zamierzał rezygnować z promowania młodych zawodników. Nie tylko sprowadził do Szczecina utalentowanego maturzystę Radosława Wiśniewskiego, ale również nadzorował osobiście większość grup młodzieżowych. Trener obserwował, wybierał, zapisywał we własnym notesie. Był inicjatorem cotygodniowych treningów, na które zapraszał wyróżniającą się młodzież z całego regionu. Osobiście prowadził zajęcia, poszukując talentów.
Artur Płatek ma prawo opuszczać Szczecin z podniesionym czołem
Niemalże tytan pracy
Płatka często nazywano tytanem pracy. Przyjeżdżał do klubu wcześnie rano, opuszczał późnym wieczorem. Analizował większość meczów w pierwszej lidze. Ba, osobiście odwiedzał wiele aren zaplecza ekstraklasy, nawet gdy jego podopiecznych nie czekał już mecz z żadną obserwowaną drużyną. Wybierał się w podróże do Ząbek, Stróż. Podczas treningów biegał tylko nieco mniej od niejednego swojego podopiecznego. Już po zajęciach, nie odmawiał chwili rozmowy dziennikarzom. I nawet jeśli pochwały pod adresem Płatka wydają się pisane nieco na wyrost, za ocenę mogą służyć również same wyniki sportowe. Przede wszystkim, trener wykonał postawione przed nim zadanie i utrzymał Pogoń w lidze. Dodatkowo, szczecinianie długo pozostawali ekipą niepokonaną wiosną, przeskoczyli do czołówki ligi i zostali jedną z najlepszych drużyn rundy wiosennej. Płatek odkrył talent Adama Frączczaka i Takafumiego Akahoshiego, pozwolił odrodzić się pod swoimi skrzydłami chociażby Marcinowi Klattowi i Przemysławowi Pietruszce.
Głową muru nie przebijesz
Urodzony w Pyskowicach trener nie należał do ulubieńców włodarzy Pogoni od początku swojej pracy. Z pewnością, nie mógł cieszyć się takim zaufaniem jak chociażby Jose Mari Bakero w Lechu, czy Marcin Brosz w Piaście Gliwice. Za kulisami szeptano o możliwym zwolnieniu Płatka dwukrotnie. Po raz pierwszy, przed meczem z Wartą w Poznaniu. Szkoleniowiec obronił się wynikiem w stolicy Wielkopolski, gdzie jego drużyna wywalczyła w piorunującym stylu komplet punktów, wygrywając 2:1. Nieoficjalnie wspomina się, że czarne chmury zbierały się nad głową szkoleniowca również przed meczem z MKS Kluczbork, ale trener portowców również tym razem triumfował 5:1.
Pierwsze komunikaty dotyczące odejścia Płatka, które wypłynęły do mediów, wskazywały, że to sam szkoleniowiec zrezygnował z przedłużenia kontraktu. Zarówno jednak kibice, jak i media miały solidne podstawy, aby powątpiewać w te doniesienia. Nie bez powodu. Podczas konferencji prasowej poświęconej rozstaniu z trenerem, prezesi motali się w uzasadnieniu własnej(!) decyzji. Z jednej strony, chwalili postawę drużyny, a z drugiej - w grze Pogoni zabrakło im efektowności i fajerwerków, które mają ściągnąć kibiców na trybuny. - Zależy nam na pewnych cechach w grze Pogoni i doszliśmy do wniosku, że będziemy mogli ujrzeć tak grających piłkarzy, jak tego oczekujemy, tylko, gdy skorzystamy z usług innego szkoleniowca - tłumaczył Jarosław Mroczek, prezes Pogoni Szczecin S.A.
Kulisów rozstania Płatka i Pogoni nie poznamy nigdy w stu procentach. Mam jednak wrażenie, że choćby szkoleniowiec Pogoni wygrał wszystkie mecze rundy wiosennej i pewnie kroczył nawet w kierunku ekstraklasy, a następnie europejskich pucharów - nie udałoby mu się rozkochać w sobie włodarzy Pogoni. Szkoda. Na pocieszenie, zdobył część serc kibiców Pogoni i nieukrywany smutek zamiast białych chusteczek, który towarzyszy jego odejściu.