- Nie widział gry zespołu, a dodatkowo nie brał z pewnością pod uwagę, że występowało czasem 22 zawodników w jednym meczu. W związku z tym podobne oceny dotyczące spotkań towarzyskich uznaję za szukanie dziury w całym i są one dla mnie niezrozumiałe - wyjaśnia szkoleniowiec w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
- Sparingi przypominają gotowanie zupy w kuchni, gdzie się nikogo nie wpuszcza. Tam się sporządza posiłek i wynosi go na zewnątrz. Albo komuś podane danie smakuje, albo nie. Jeszcze tego brakowało, żeby mi wszyscy dookoła doradzali, co tam trzeba dorzucić do tej zupy. Niech sami sobie dorzucają, po meczach ligowych krytykując lub bijąc brawo - dodał.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław