Pojedynek Ruchu z Lechią mógł się rozpocząć znakomicie dla gospodarzy. W 4. minucie sytuację sam na sam z Sebastianem Małkowskim zmarnował Wojciech Grzyb. Pomocnik Niebieskich chciał minąć bramkarza, ale po chwili zmienił zdanie i uderzył. Piłka trafiła jednak dobrze dysponowanego bramkarza gości w nogę.
Po spotkaniu, co nie dziwi, po raz kolejny mówiło się o tym, że Ruchowi brakuje bramkostrzelnego napastnika. - Gdybym wykorzystał swoją sytuację, to na pewno nikt by tak nie mówił. Mamy trzech równorzędnych zawodników, którzy na pewno będą otrzymywali szansę gry - stwierdził doświadczony pomocnik Niebieskich, który nie robił tragedii z remisu. - Oczywiście, że nie zakładaliśmy w tym meczu podziału punktów. Chcieliśmy pierwszy w roku pojedynek wygrać. Zwycięstwo spowodowałoby, że w kolejnych meczach grałoby nam się łatwiej. Nie udało się, więc trzeba się cieszyć z jednego punktu - przekonywał po spotkaniu 36-letni gracz.