Pierwsza połowa meczu stała na niskim poziomie, ale po przerwie Kolejorz zagrał już lepiej i zadał dwa ciosy, które pozwoliły zainkasować komplet punktów. - Kluczem do zwycięstwa była konsekwencja, której brakuje nam w ekstraklasie - uważa Jacek Kiełb.
Wygrana z Salzburgiem sprawiła, że Lech jest liderem grupy A, choć nikt nie dawał mu najmniejszych szans na awans i skazywał na klęskę w starciach z Juventusem, Manchesterem City czy Salzburgiem. - Nie można od razu stawiać w roli faworyta przeciwników, tylko trzeba wierzyć w Polaków. Musimy grać konsekwentnie i wygrać mecze, a wtedy wyjdziemy z grupy. Na razie mamy jednak mecz z Bełchatowem, który jest bardzo ważny - mówi Kiełb.
Pomocnik Lecha na boisku pojawił się w 54. minucie, gdy z konieczności zastąpił kontuzjowanego Grzegorza Wojtkowiaka. 22-letni zawodnik zaprezentował się bardzo dobrze. Często był motorem napędowym akcji Kolejorza, a także pomagał w defensywie. Przy drugiej bramce wykonał sporo pracy świetnie podając do Semira Stilicia, który zaliczył asystę przy trafieniu Sławomira Peszki. - Tego się wymaga od rezerwowych. Cały czas muszę walczyć o miejsce w składzie. Po kontuzji moja forma spadła i robię wszystko, aby jak najszybciej ją odbudować. Chciałbym grać w podstawowej jedenastce, a że mamy wyrównaną kadrę, to rotacje w składzie mogą nastąpić - kontynuuje Kiełb.
Lechita odniósł się również do stanu murawy, na której rywalizowali piłkarze. Zgoda na rozegranie spotkania została wydana dopiero kilkanaście godzin przed spotkaniem. - Baliśmy się, że mecz się nie odbędzie, ale murawa nie była aż tak fatalna. Może w końcówce spotkania jej stan się pogorszył, ale myślałem, że będzie gorzej - zakończył Kiełb.