Trener gości nie krył rozczarowania z postawy swojego zespołu. Wszak spodziewał się, że Widzew sięgnie w Gdyni po komplet punktów. Czy jego zdanie podziela również łódzki bramkarz? - Patrząc na drugą połowę, wynik na pewno jest zasłużony. W pierwszej połowie mogliśmy prowadzić różnicą dwóch, trzech bramek. Niestety jak się nie wykorzystuje takich sytuacji, to się remisuje - stwierdza Maciej Mielcarz w rozmowie z naszym portalem.
Początkowe minuty spotkania należały do Arki. Potem przed kwadrans inicjatywę przejęli goście. Efektem ich przewagi była bramka na 1:0 Darvydasa Sernasa. Goście stworzyli sobie kolejne okazje strzeleckie, których jednak nie udało im się wykorzystać. Potem to Arka przejęła kontrolę, najpierw doprowadzając do wyrównania, by z czasem często gościć pod bramką Mielcarza. Z czego wynikała taka postawa gości? - Ostatnio było tak, że jak traciliśmy bramkę, zaczynaliśmy lepiej grać. Teraz z kolei było na odwrót - analizuje golkiper beniaminka. - Ciężko mi powiedzieć dlaczego tak się stało. Musimy się nad tym zastanowić.
W drugiej odsłonie meczu Mielcarz popisał się kilkoma pewnymi interwencjami, ratując remis Widzewowi. Świetnie zachował się zwłaszcza w sytuacji z Mirko Ivanovskim. Potem bronił także groźne uderzenia Glaviny i Wilczyńskiego. Oba nogami. Zatem specjalista od gry tą częścią ciała? - Nie, akurat tak wyszło - śmieje się 29-letni piłkarz. - Cieszę się, że udało mi się zagrać dobry mecz, aczkolwiek nie jesteśmy zadowoleni z podziału punktów - dodaje.
Przed spotkaniem w szeregach gości panowała obawa nie tyle przed rywalem, co przed grą na sztucznej murawie stadionu w Gdyni. Jak tą nawierzchnię ocenia Mielcarz? - Dramat! - nie kryje bramkarz łódzkiego Widzewa. - Słyszałem głosy, że ponoć nie ma różnicy. A okazało się zupełnie inaczej.
Po pięciu rozegranych kolejkach beniaminek z Łodzi ma w swoim dorobku sześć punktów. - Czujemy lekki niedosyt. We wcześniejszych spotkaniach mogliśmy zdobyć nieco więcej oczek - zakończył golkiper Widzewa.