Dramat piłkarza KSZO

Powrót na boisko Marcina Rębowskiego okazał się bardzo krótki, ponieważ tuż po wejściu na murawę odnowiła mu się kontuzja łękotki, a dodatkowo zerwane zostały więzadła krzyżowe w kolanie. Mimo wszystko piłkarz się nie poddaje i nadal wierzy, że wróci do gry.

Marcin Rębowski to chłopak z Ostrowca i w tym mieście stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. Po ponad roku wszystko wskazywało na to, że środkowy pomocnik wzmocni kadrę KSZO w I-ligowych rozgrywkach.

- W sumie przez dziesięć miesięcy miałem trzy artroskopie kolana. Po tej ostatniej - czerwcowej - myślałem, że już wszystko będzie w porządku. Powoli wracałem do treningów, stopniowo zwiększając obciążenie, bo wiadomo, że łatwo przesadzić i zrobić sobie krzywdę, zamiast wrócić do zdrowia. Truchtałem, biegałem, pływałem, jeździłem na rowerze i nic mnie nie bolało. Dzienna rehabilitacja trwała czasami nawet 10 godzin. Gdy wróciłem do treningów z pierwszą drużyną, myślę, że byłem przygotowany gdzieś na 75. proc. Wiadomo, że nie miałem jeszcze tego czucia piłki, bo to jednak była spora przerwa od grania. Zagrałem drugą połowę w sparingu rezerw KSZO z juniorami i nawet udało mi się strzelić bramkę. Nie wyglądało to najgorzej, cieszyłem się, że mogę grać i nie odczuwam bólu. Do końca tygodnia trenowałem normalnie i do ligowego meczu rezerw, który był w niedzielę nic mi nie dokuczało - powiedział Marcin Rębowski.

Kontuzja jakiej doznał piłkarz poprzednio zdarzyła się w spotkaniu z Wisłą Sandomierz w rozgrywkach IV-ligowych. Zawodnik miał spróbować sił w kolejnym meczu rezerw, by później zasilić pierwszy zespół KSZO, jednak pech chciał, że dokładnie rok po poprzednim urazie był na boisku tylko… 15 sekund.

- To niesamowity zbieg okoliczności, że kolejna kontuzja zdarzyła mi się dokładnie rok po poprzedniej. Klub przed tym meczem zgłosił mnie do rozgrywek i zgodnie z planem, wszedłem na murawę w drugiej połowie, jednak niestety zagrałem tylko 15 sekund. Gdy ruszyłem do piłki, coś mi strzeliło w kolanie, poczułem niesamowity ból, nieporównywalny nawet do tego, który odczuwałem poprzednio. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, bo w każdym położeniu noga niesamowicie bolała. Okazało się, że kolano zostało zablokowane przez łękotkę. W szpitalu od razu lekarze stwierdzili, że niezbędna będzie artroskopia. Przyjechałem do domu tylko po rzeczy i wróciłem do szpitala na zabieg, podczas którego okazało się, że zerwane są jeszcze więzadła krzyżowe. Po obejrzeniu kolana od środka, lekarz stwierdził, że jest ono bardzo zniszczone, a znajdującą się pod łękotką chrząstka, która powinna być twarda, u mnie jest miękka - wspomina pomocnik KSZO.

Diagnoza zabrzmiała dla zawodnika trochę jak wyrok, jednak Marcin Rębowski nie poddaje się i ciągle wierzy, że po pewnym czasie wróci do wyczynowego uprawiania sportu.

- Lekarz zalecał mi zaprzestanie uprawiania sportu wyczynowego i nie nadwyrężać tego kolana, bo to grozi kalectwem. Przez pierwsze dwa dni pogodziłem się z myślą, że kończę z piłką, ale teraz z każdym dniem ta myśl oddala się ode mnie i myślę, że jeszcze wrócę na boisko. Nie wiem jak to będzie, ale pojadę jeszcze do kilku lekarzy i myślę, że będzie dobrze. W końcu medycyna idzie cały czas do przodu. Czułem się już naprawdę dobrze, podbudowałem się psychicznie, a te 15 sekund sprowadziło mnie do parteru - stwierdził piłkarz.

Źródło artykułu: