Maciej Żurawski: Nie ścigam się z innymi napastnikami

Czwartkowy rewanż z FK Szawle w ramach 2. rundy eliminacji Ligi Europejskiej będzie dla Macieja Żurawskiego okazja do ponownego zaprezentowania się krakowskiej publiczności po przeszło 5 latach przerwy. Mecz wicemistrzów Polski z 4. drużyną ligi litewskiej rozpocznie się o godzinie 20:00 na Suchych Stawach w Krakowie.

Co prawda "Żuraw" powrotny debiut w barwach Białej Gwiazdy zaliczył już przed tygodniem w Szawlach, ale teraz przywita go kilka tysięcy wiślackich fanów. - Mam nadzieję, że będzie to fajny moment, bo w końcu oficjalnie wystąpię przed krakowską publicznością. Spodziewam się nie tylko miłego przyjęcia, ale dopingu dla całego zespołu. Będzie mi miło znowu zagrać w Krakowie - cieszy się doświadczony snajper.

Żurawski jednak sam przyznaje, że wejście z poślizgiem w okres przygotowawczy odbiło się na jego formie piłkarskiej i fizycznej. - Nie wiem czy już mogę zagrać pełne 90 minut. Wiem natomiast, że mogę zacząć mecz w pierwszym składzie. Myślę, że wytrzymam więcej niż 45 minut, ale czy to będzie 60, 70? Sam nie wiem na ile jest teraz przygotowany mój organizm. Co dzień czuję się lepiej fizycznie. To jednak trener ustala "11" - mówi dwukrotny król strzelców polskiej ligi i dodaje: - Poza tym, mimo że znam niektórych zawodników, potrzeba tych kilku tygodni na odnalezienie wspólnego języka.

Przed rewanżem Wisła znajduje się w komfortowej sytuacji, bowiem po pierwszym meczu ma dwubramkową przewagę, a przebieg spotkania w Szawlach pozwala przypuszczać, że awans Białej Gwiazdy do kolejnej fazy jest niemal niezagrożony. Żurawski jednak zapewnia, że wiślacy będą w pełni skoncentrowani: - Trzeba mieć w głowach, że będzie to pierwszy mecz. Nie można myśleć tak, że pierwszy mecz wygraliśmy 2:0 i teraz wystarczy nam remis. Będziemy grać o zwycięstwo.

Sam Żurawski przyznał jednak, że w pierwszym pucharowym pojedynku Wiśle brakowało skuteczności. On sam mimo jednej znakomitej okazji, nie trafił do siatki rywali. - Najważniejsze, żeby zespół wygrywał. To jest oczywiście wielka przyjemność, ale jest to drugorzędna sprawa. Przegrać 2:3 i strzelić dwie bramki - to nie jest ważne, bo nie ma punktów. Najważniejsze są zwycięstwa drużyny. Po tym co widzieliśmy na Litwie, kiedy mieliśmy wiele sytuacji, mogliśmy wyżej wygrać i można w ten sposób pomyśleć, że problemem jest skuteczność.

72-krotny reprezentant Polski zawsze należał do czołowych snajperów drużyn, w których występował. Przekonuje jednak, że jego rywalizacja z innymi napastnikami jest zdrowa i on sam nie zazdrości bramek partnerom z zespołu. - Rywalizacja w ogóle wśród napastników jest potrzebna. Nie stawiam sobie celów, żebym zdobył więcej bramek od kogoś. Kiedyś nie ścigałem się z Tomkiem Frankowskim czy Marcinem Kuźbą. Tak jest i teraz. Ta rywalizacja ma wymiar tylko pozytywny.

Komentarze (0)