Jeszcze za czasów gry w Wiśle Płock Sławomir Peszko miał problem z kartkami. Łapał je zdecydowanie za często i osłabiał zespół, gdy musiał pauzować. Tłumaczył to swoim góralskim charakterem. Po transferze do Lecha Poznań "Peszkin" również kolekcjonował zbędne kartki. Narzekał na to Franciszek Smuda, który bezskutecznie próbował utemperować lechitę.
W minionym sezonie Peszko zobaczył we wszystkich rozgrywkach klubowych i międzynarodowych 19 żółtych kartek i cztery czerwone. Jego krewki charakter górę wziął również w niedawnym sparingu z Dinamem Zagrzeb, gdy Peszko w walce o piłce uderzył rywala i musiał opuścić plac gry. Zespołu jednak nie osłabił, bo jego miejsce mógł zająć Jacek Kiełb, ale sytuacja na tyle rozzłościła Jacka Zielińskiego, że ten postanowił go ukarać. - To jest kara finansowa. Wyjaśniliśmy sobie tę sprawę i nie mam zamiaru już ciągnąć tego tematu. Sławek tłumaczył, że dostał upomnienie w ferworze walki, ale to było takie pacnięcie, że myśmy to słyszeli w drugiej strony. Ale myślę, że zrozumiał moje słowa i wszystko będzie OK w meczu z Interem - wyjaśnia na łamach Przeglądu Sportowego trener Kolejorza.
Peszko całą sytuację przyjął ze zrozumieniem i zapewnia, że jego zagranie nie było celowe. - Trudno, mam nauczkę. Ale w meczu z Dinamem nie była to jakaś sytuacja na styku, nie byłem w tym momencie zdenerwowany. W walce o piłkę tak odmachnąłem ręką, że rywal dostał w twarz. Trochę przypadkowo, tak jak było to np. w naszym meczu z Bełchatowem, gdy Grzesiek Wojtkowiak odwracał się i zahaczył ręką Wróbla - zakończył Peszko, który jest jednym z najważniejszych ogniw Lecha, więc jego absencje spowodowane kartkami to spore osłabienie dla zespołu.