Po 21. kolejce ekstraklasy najwięcej mówiło się o Sebastianie Jarzębaku, który w Lubinie dał koncert nieporadności. Wiele osób przed meczem żartowało, że Polonia, skrzywdzona przez sędziów w dwóch poprzednich pojedynkach, na Dialog Arena odzyska to, co zostało jej odebrane. Takie zapowiedzi z przymrużeniem oka mogły się jednak spełnić, bo arbiter ze Śląska wyraźnie faworyzował gości przy sytuacjach stykowych i niejednoznacznych. Większym problemem było jednak jego zachowanie z drugiej połowy, kiedy to przy stanie 0:0 w polu karnym Czarnych Koszul padł, wzięty w kleszcze przez dwóch rywali, Mouhamadou Traore. Pan Jarzębak w tej sytuacji owszem użył gwizdka, ale ... stwierdził, że Senegalczyk symulował, za co pokazał mu drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Każda z powtórek w sposób niezbity udowodniła, że czarnoskóry napastnik był faulowany, a prowadzący te zawody sędzia powinien natychmiast udać się do okulisty. W takiej sytuacji Zagłębie zamiast cieszyć się z rzutu karnego i gry w 11, musiało radzić sobie przy bezbramkowym remisie z brakiem jednego zawodnika. Na szczęście dla arbitra Miedziowi pokazali charakter i mimo jego pomyłek zdecydowanie zwyciężyli 2:0. Gospodarze mogli więc mówić o szczęściu, bo pomimo problemów z arbitrem udało im się zatrzymać w Lubinie trzy punkty, ale jeszcze więcej miał go Przemysław Kocot. Zawodnik Zagłębia został bezpardonowo i niebezpiecznie zaatakowany przez Daniela Mąkę, który czuł się chyba zbyt bezkarny i wyprostowaną noga wszedł w piłkarze Miedziowych. Na szczęście, dla Kocota skończyło się tylko na interwencji masażysty, ale to że młody gracz Polonii zobaczy za to zagranie tylko żółtą kartkę zasługuje na miano skandalu, gdyż boiskowych bandytów trzeba eliminować.
Nie wiadomo także jak potoczyłyby się losy pojedynku Lecha Poznań z Jagiellonią Białystok, który w końcowym rozrachunku zakończył się zwycięstwem Kolejorza 2:0. Jednak przy Bułgarskiej wcale nie musiało być tak spokojnie. W trakcie drugiej połowy przy stanie 1:0 dla gospodarzy po wślizgu Bartosza Bosackiego w polu karnym poznaniaków padł Tomasz Frankowski, a Robert Małek nakazał grać dalej. Z powtórek wynika jednak, że były reprezentacyjny obrońca faulował Franka i to w obrębie własnej szesnastki, więc Jadze należała się jedenastka. Sędzia nie wskazał jednak na wapno, ale można starać się do usprawiedliwić, bo kontakt nie był zbyt widoczny, choć na pewno mógł wytrącić Frankowskiego z równowagi i spowodować jego upadek.
Wątpliwości pojawiły się także przy rzucie karnym podyktowanym w pojedynku Ruchu Chorzów z GKS-em Bełchatów. W końcówce spotkanie szarżującego Łukasza Janoszkę powalił w obrębie szesnastu metrów Jakub Tosik, a Marek Krakut wskazał na wapno i usunął gracza gości z boiska. Przy decyzji o 11 można się z nim zgodzić, bo wprawdzie Tosik lekko dotknął piłkę, ale i tak była o ona na tyle blisko młodego Ecika, żeby ten mógł spokojnie pokonać bramkarza. Mógł jednak oszczędzić zawodnika GKS-u i ukarać go, właśnie ze względu na kontakt z piłką, tylko żółtym kartonikiem. Sam Krakut był zresztą bardzo łagodnie nastawiony do piłkarzy, bo samemu Grzegorzowi Baranowi podarował kilka naprawdę ostrych wejść i z boiska agresywnego pomocnika gospodarzy usunął dopiero w samej końcówce. Może też zastanawiać sytuacja, kiedy to piłka trafiła w rękę stojącego w murze ( i obrębie pola karnego) Patryka Rachwała, ale wydaje się że można byłą ją zakwalifikować jako ochronę twarzy.
Ostatecznie właściwą, choć wywołującą spore emocje podjął za to w Wodzisławiu Mirosław Górecki. W 49. minucie Wojciech Skaba tak nieudolnie wprowadzał piłkę do gry, że ta trafiła w Mariusza Zganiacza i powędrowała pod nogi Kamila Wilczka, który wpakował ją do pustej bramki. W pierwszym odruchu arbiter wskazał na środek boiska, ale po protestach bytomian skonsultował się z technicznym i po tej rozmowie zmienił zdanie i gola nie uznał. Była to decyzja właściwa, choć do tej pory nie wiadomo czy chodziło o to, że Zganiacz przeszkadzał bramkarzowi czy o to, że Wilczek był na spalony, co rzeczywiście miało miejsce, ale liniowy tego nie sygnalizował. Nie zmienia to jednak faktu, że trzy punkty i tak zostałyby u gospodarzy.
Przy tylu sędziowskich pomyłkach dobrze, że w Warszawie ponownie porządnie zaprezentował się Hubert Siejewicz, który słusznie podyktował rzut karny dla Śląska, w końcówce za brutalny faul wyrzucił z boiska Tadeusza Sochę. Taki rodzynek musi cieszyć, gdyż nie wiadomo co po przerwie zimowej stało się z naszymi sędziami, którzy w każdej kolejce mylą się na potęgę. Niektórzy sugerują już np. całoroczną współpracę z psychologiem i inne tego typu rozwiązania. Na razie musimy pogodzić się z tym, że w nowym roku kolejka bez kompromitujących błędów jeszcze się nie zdarzyła.
W 21. kolejce ekstraklasy sędziowie pokazali 34 żółte kartki, z czego trzech graczy dwukrotnie było upominanych żółtkiem i musiało opuścić plac gry. Poza tym trzech innych od razu zostało odesłanych pod przedwczesny prysznic. Tak czerwonej kolejki nie było od dawna, a średnia żółtych kartoników pokazanych na mecz wyniosła 4,25 na spotkanie. Najłagodniejszy był w Krakowie Adam Lyczmański, który ukarał tylko Huberta Wołąkiewicza. Najczęściej do kieszonki sięgał za to w Poznaniu Robert Małek.
Robert Małek (Zabrze): 8 żółtych kartek - 2 gospodarze, 6 goście. Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 2:0
Mirosław Górecki (Katowice): 6 żółtych kartek - 1 gospodarze, 5 goście. Piast Gliwice - Polonia Bytom 1:0
Sebastian Jarzębak (Bytom): 3 żółte kartki - 2 gospodarze (czerwona – Traore), 1 goście. Zagłębie Lubin - Polonia Warszawa 2:0
Tomasz Mikulski (Lublin): 3 żółte kartki - 1 gospodarze, 2 goście. Korona Kielce - Odra Wodzisław 1:1
Adam Lyczmański (Bydgoszcz): 1 żółta kartka - 0 gospodarze, 1 goście. Wisła Kraków - Lechia Gdańsk 3:0
Hubert Siejewicz (Białystok): 4 żółte kartki - 3 gospodarze, 1 goście; 1 czerwona kartka (Socha, Śląsk - brutalny faul); 1 rzut karny (dla Śląska). Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 1:1
Marek Krakut (Warszawa): 5 żółtych kartek - 3 gospodarze (czerwona - Baran), 2 goście; 1 czerwona kartka (Tosik, GKS - faul taktyczny); 1 rzut karny (dla Ruchu). Ruch Chorzów - PGE GKS Bełchatów 1:0.
Piotr Siedlecki (Warszawa): 4 żółte kartki - 2 gospodarze (czerwona - Mrowiec), 2 goście; 1 czerwona (Klich, Cracovia - niebezpieczne zagranie). Arka Gdynia - Cracovia 2:0