Spotkanie ćwierćfinałowe o Puchar Polski najskuteczniejszy napastnik Ruchu Artur Sobiech rozpoczął na ławce rezerwowych. W napadzie Niebieskich zagrali niesamowicie ambitny i psujący sporo krwi defensorom Legii Arkadiusz Piech oraz prezentujący od początku wiosny dobrą formę Marcin Zając. Ten drugi w 57 minucie został zmieniony przez Sobiecha, który kilkanaście minut później zdobył zwycięskiego gola dla gospodarzy. - Właśnie po to pojawiłem się na boisku - przyznał po spotkaniu "Abdul".
Młody napastnik Niebieskich zdobył bramkę z kategorii stadiony świata. Chorzowianin biegł z piłką przez pół boiska, zwodem minął Dicksona Choto i technicznym uderzeniem sprzed pola karnego umieścił piłkę w długim rogu bramki Jana Muchy. - Tak sobie to wszystko zaplanowałem. Akcję trzeba zakończyć strzałem, więc uderzyłem. Zazwyczaj w takich sytuacjach szuka się długiego rogu. Mi się to udało - cieszył się po spotkaniu Sobiech.
Końcówka gry nie była dla napastnika 3-krotnych zdobywców Pucharu Polski pomyślna. W 89 minucie "Abdul" był sam na sam z Muchą, ale w trudnej sytuacji nie pokonał reprezentanta Słowacji. Obaj piłkarze zderzyli się w polu karnym i długo nie podnosili się z murawy. Golkiper Wojskowych po końcowym gwizdku opuszczał plac gry mocno kulejąc, a Sobiech miał obłożone kolano lodem. - Na razie jest całe spuchnięte. Kolejne diagnozy potwierdzą czy uraz jest poważniejszy - martwił się chorzowianin. - Myślę jednak, że w piątek w lidze z Bełchatowem zagram. Nie ma innej opcji. Mam nadzieję, że nasz sztab medyczny stanie na wysokości zadania - optymistycznie dodał na koniec napastnik Ruchu.