Nad stanem boiska przy ulicy Konwiktorskiej rozpaczali wszyscy, którzy je widzieli. Były piłkarz Polonii Warszawa, a obecnie jej rzecznik prasowy, Igor Gołaszewski, mówił niedawno o jego "brązowym kolorze", z kolei Piotr Ciszewski, członek zarządu klubu, był bardziej bezpośredni, określając murawę jako "tragiczną".
Organizacja meczów w Warszawie od dłuższego czasu jest kwestią problematyczną. Na Legii trwa generalna modernizacja, z kolei obiekt "Czarnych Koszul" jest przedmiotem poważnego konfliktu pomiędzy właścicielem - Warszawskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji, a użytkownikiem, czyli klubem. WOSiR w minionym roku zorganizował dwa mecze rugby, które przyczyniły się do popsucia stanu nawierzchni, z kolei klub chce decydować o kwestii konserwacji płyty, mimo iż zajmują się tym - jak twierdzi WOSiR - specjaliści z międzynarodowym stażem.
Przewlekła zima źle wpłynęła na jakość trawy, ale sytuację drastycznie pogorszyły ptaki, które zaraz po stopieniu się śniegu (po podgrzaniu płyty przez klub) powyrywały zielone źdźbła niemal na każdym metrze kwadratowym boiska. W chwili obecnej plac gry w niczym nie przypomina tego, jakiego wykorzystuje się do organizacji meczów piłkarskich.
Bułgarzy, podobnie jak wcześniej Rumuni, uparli się, że chcą zmierzyć się z Polską jedynie w stolicy, ze względu na dobre połączenie komunikacyjne (lotnisko). PZPN przystał na tę propozycję. Przyszły stan murawy na Konwiktorskiej można było jednak przewidzieć, biorąc pod uwagę konflikty na linii WOSiR-klub oraz rozegrane wcześniej mecze rugby.
Z ulicy Bitwy Warszawskiej 1920 roku, gdzie mieści się siedziba Polskiego Związku Piłki Nożnej, na Konwiktorską, w linii prostej jest kilka kilometrów. Działacze więc na stadion będą mieli bardzo blisko. Mogą podjechać tramwajem, autobusem, metrem - każde rozwiązanie jest dobre.
O stworzenie pewnych precedensów jest dziś niezwykle łatwo. Tak, jak pozycja i prestiż naszej krajowej piłkarskiej centrali w relacjach z innymi futbolowymi federacjami zaczyna topnieć i sytuacja może się powtarzać, tak coraz trudniej będzie PZPN-owi wyleczyć się z ucieranych przez sam związek nawyków, zaspokajających potrzeby poszczególnych działaczy, aniżeli ogółu. O potrzebach polskiej reprezentacji nie wspominając.
PZPN twierdzi, że lokalizacji meczu nie zmieni. Nawet groźba kolejnej kompromitacji nie wpłynęła na zmianę zdania prezesa Grzegorza Laty. Tym sposobem polska kadra zmierzy się z bułgarską na takim boisku, na którego Leo Beenhakker - jak sam mawiał - nie wypuściłby nawet swojego psa.