Keep going i do przodu! - rozmowa z Radosławem Majewski, zawodnikem Nottingham Forest

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Do Championship przechodził, jako delikatny, łagodny i drobniuteńki. Przez wielu skazywany na pożarcie. Poznał angielskie realia i się nie poddał. Udowodnił, że potrafi grać w piłkę. Zagrał na nosie wielu krytykom, a na Euro 2012 może być filarem naszej pomocy!<i> - Nie interesują mnie żadne komentarze, docinki. Nie przejmuje się tym, bo inaczej musiałbym już dawno skończyć grać w piłkę!</i> - mówi w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl Radosław Majewski.

Bartosz Wiśniewski: Chwalił się pan na swoim blogu, że po meczu z Coventry dostał pan bon do eleganckiej restauracji. Został już on wykorzystany?

Radosław Majewski: - Tak, tak! Nie było na co czekać! Razem z dziewczyną poszliśmy na kolację do restauracji tuż obok mojego domu. Była to nagroda od jednego ze sponsorów za najlepszego zawodnika meczu, czy coś takiego.

W Anglii nauczył się pan zwrotu "keep going".

- Racja. Nowy, życiowy zwrot jak dla mnie. Jeden z ważniejszych w ostatnim czasie.

Jak podoba się w Anglii pańskiej dziewczynie?

- Ona się teraz ciągle uczy w szkole. Na razie nie narzeka. Poznaje obyczaje, tradycję. Próbuje żyć po angielsku. Cały czas jesteśmy razem i mamy cały dom dla siebie. Ważne, że uczy się angielskiego. Natomiast ja tutaj jestem dla piłki, dlatego dla mnie to nie ma różnicy. Do tej pory wszystko wychodzi nieźle i tego się trzymam.

Przed meczem z Reading również odwiedził pan włoską restaurację, aby zjeść kluski z kurczakiem?

- Zawsze odwiedzam ją przed meczem. Jak dziewczyna była w Polsce to przez trzy tygodnie jadłem to samo jedzenie. Bardzo dobrze się po tym daniu czuje. Dbam o dietę, a ta potrawa nie jest zbyt tucząca i jest jak najbardziej wskazane dla mnie.

Po meczu rozmawiał pan z Grzegorzem Rasiakiem?

- Oczywiście. Wymieniliśmy się koszulkami i poglądami. Trochę pogadaliśmy na temat swoich drużyn. Życzyłem mu powodzenia w dalszej grze. No i chyba na tyle.

Trener kazał wam przed spotkaniem uważać właśnie na Grzegorza, który na boisku w ogóle się nie pojawił!

- Grzegorz gra dobrze głową. Zgrywa piłkę do ofensywnych pomocników i na takie zagrania mieliśmy zwracać uwagę. Dla nas chyba nawet lepiej, że nie zagrał, ponieważ ma kilka goli na swoim koncie i jest wyróżniającą się postacią. W Anglii ciągle są rotacje w drużynach. Bardzo możliwe, że zagra w następnym meczu.

Jak pan wyobrażał sobie swoje występy w Anglii? Wszyscy mówili, że nie poradzi sobie pan z wyspiarskim stylem gry.

- Niech sobie gadają! Pozdrawiam ich serdecznie i wielki ukłon w ich stronę. Mówiłem już kilka razy, że ja będę robił swoje. Nie interesują mnie żadne komentarze, docinki. Nie przejmuje się tym, bo inaczej musiałbym już dawno skończyć grać w piłkę!

Trudno było się przyzwyczaić do agresywniejszego stylu?

- Nie. Myślę, że to czegoś mnie nauczy na przyszłość. Nie byłem nigdy dobry w defensywie. Kiedyś ktoś mi mówił, że nie umiem robić wślizgów. Tutaj w Anglii na treningach i w czasie spotkania kilka razy uda mi się wygarnąć piłkę spod nóg. Jakiś wielki problem to dla mnie nie był, ale potrzebowałem trochę czasu, żeby się tego nauczyć.

Dojrzał pan w Anglii?

- Nie wiem. Za krótko tutaj przebywam. Ja i moi koledzy, którzy grali dużą liczbę meczów, dostaliśmy kilka dni odpoczynku. Jestem w Polsce a we wtorek jest kolejne spotkanie i na nim się koncentruję.

Kiedyś powiedział pan, że najlepiej czuje się, jako oszukany napastnik. Nadal tak jest?

- Jeżeli gramy normalnym, standardowym ustawieniem 4-4-2 to gram zarówno w obronie i ataku. Staram się brać udział w każdej akcji. Często zbiegam w boczne rejony boiska, aby dorzucić piłkę do środka. Są to odpowiedzialne zadania. Przy systemie 4-5-1 gram właśnie takiego oszukanego napastnika i mam wówczas inne cele do zrealizowania.

Widzi się pan w przyszłości w Anglii?

- Nie wiem. Teraz najważniejszy jest wtorkowy mecz. Na niczym innym obecnie się nie skupiam.

Dopuszcza pan do myśli wariant, w którym musiałby wrócić do Polonii Warszawa?

- Dopuszczam. Na dzień dzisiejszy niczego jeszcze nie podpisałem, żeby nie wracać do Polski. Będę robił to, co robię do tej pory. Starał się jeszcze bardziej. Wszystko jest możliwe. Mam ważny kontrakt z Polonią i jestem ich zawodnikiem. Ostatnio trochę mniej rozmawiam z kumplami z Warszawy, ale nadal utrzymuje kontakt. Wiem, że w poniedziałek zaczynają treningi.

Czy działacze Nottingham Forest robili już coś w kierunku wykupienia pana?

- Oto trzeba pytać mojego menadżera. Ja się takimi sprawami już nie zajmuję. Kiedyś było inaczej, lecz nie wychodziło mi to na dobre. Podpisałem umowę z menadżerem i automatycznie to on przejmuje takie obowiązki. Ja nie mam tego na głowie i mogę skupić się tylko na piłce.

Jakie ma pan cele na przyszłość?

- Mam kilka. Założyłem je sobie na początku sezonu. Nie chciałbym teraz mówić. Dopiero gdy się spełnią to mogę powiedzieć. Dążę do paru celi, celów.. Nie wiem już nawet, jak powiedzieć (śmiech).

A co z reprezentacją?

- Robię wszystko, żeby trener zauważył, że jestem w stanie pomóc reprezentacji. Każde zaproszenie to wielka frajda. W piłkę gram na co dzień i wiadomo, że to duże wyróżnienie, jeśli z klubu jedzie się na kadrę.

Kilka miesięcy temu przez chwilę był pan nawet trenerem reprezentacji Polski!

- Tak, to prawda (śmiech). Może nie byłem, ale było blisko! Jedna ze stacji telewizyjnych uznała mnie kandydatem na trenera reprezentacji.

Źródło artykułu: