Tak leczyli kadrowicza. "Położyli pijawki"

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Jakub Kamiński
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Jakub Kamiński

- W szpitalu lekarze położyli mi na stopie kilka pijawek. I tak przez dwie godziny sączyły mi krew z nogi - opowiada nam Jakub Kamiński. Piłkarz Wolfsburga i reprezentacji mówi także, co powinno zmienić się w grze kadry narodowej.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Pechowe były twoje ostatnie kontuzje.

Jakub Kamiński, piłkarz VfL Wolfsburg i reprezentacji Polski: Zaczęło się od palca, w listopadzie ubiegłego roku. Zahaczyłem nim o koszulkę kolegi na treningu w Wolfsburgu. Zaplątał się, kolega pobiegł do przodu i gwałtownie pociągnął moją rękę. Nie zorientowałem się, że coś się stało. Spojrzałem na palec, a on był wygięty w drugą stronę. Na szybko sam go sobie nastawiłem. Wszedł na miejsce i dalej trenowałem. Z minuty na minutę ból był coraz większy. Pojechaliśmy do szpitala i okazało się, że palec jest złamany. Na szybko założyli mi ortezę, żebym był gotowy na mecze reprezentacji z Portugalią i Szkocją. Nie grało się z nią najlepiej. Wyglądało to bardzo komicznie. Biegnąc, czułem się jak RoboCop.

A na listopadowym zgrupowaniu kadry doznałeś dodatkowo kontuzji mięśnia dwugłowego.

W meczu ze Szkocją zrobiłem sprint i poczułem, że "dwójka" lekko ucierpiała. Musiałem zejść, a było prawie pół godziny do końca spotkania. Szkoda, bo dobrze czułem się na boisku. Moje problemy zdrowotne przełożyły się na klub. Chłopaki w Wolfsburgu zaczęli wygrywać. Trener Ralph Hasenhuttl sam przyznał, że muszę zaczekać na szansę, bo drużynie idzie. A gdy już dostałem możliwość gry od początku, to w spotkaniu z Borussią Moenchengladbach uszkodziłem prawą stopę.

ZOBACZ WIDEO: fani w zachwycie. Najpiękniejsza piłkarka na świecie w nowej roli

W jaki sposób?

W piątej albo ósmej minucie biegł obok mnie rywal i nadepnął mi na stopę. Przypadkiem. Bardzo chciałem grać dalej, walczyłem ze sobą, ale nie byłem w stanie kopnąć piłki. Dotrwałem do końca pierwszej połowy i usiadłem na murawie. Noga tak spuchła, że nie mogłem jej wyjąć z buta. Zebrało się dużo krwi i nie chciała zejść. W szpitalu lekarze położyli mi na stopie kilka pijawek. I tak przez dwie godziny sączyły mi krew z nogi. Miałem wrócić szybciej, ale wypadłem na dłużej niż oczekiwałem.

Do tego zimą klub ściągnął między innymi Andreasa Skov-Olsena, kolejnego skrzydłowego.

Dlatego w styczniu chciałem odejść na wypożyczenie. Miałem ofertę z Olympiakosu i Augsburga. Zależało mi, by zostać w Niemczech. Trener i dyrektor sportowy nie zgodzili się, bym odszedł do Augsburga. Usłyszałem w odpowiedzi, że jestem ważną postacią zespołu, będą kontuzje, kartki i na pewno dostanę szansę. Trener powiedział, że mam być w gotowości. I walczę dalej.

Zdrowotnie jest już w porządku?

Tak, już wszystkie urazy wyleczyłem.

Jak patrzysz na swoją sytuację klubową? Zacząłeś sezon w pierwszym składzie, później głównie przez uraz straciłeś miejsce w zespole.

Cały czas rywalizuję o skład. Ważne będzie, na którym miejscu skończymy sezon. Awans do europejskich pucharów będzie się wiązał z większą liczbą meczów w nowych rozgrywkach. Takie mieliśmy założenia przed sezonem. Blisko jest nawet Liga Mistrzów. Ja mam jeszcze dwuletni kontrakt. Chciałbym zostać w Bundeslidze, bo wiem, że stać mnie na regularną grę w Niemczech.

Rywalizację w Wolfsburgu masz dużą.

Zawsze miałem w klubie wielu jakościowych zawodników, ale stać mnie na to, by występować w każdym spotkaniu. Nie czuję się gorszy od kolegów. Na pewno nauczyłem się cierpliwości u trenera Nico Kovaca w drugim sezonie w Bundeslidze. Frustracja była mocna. Początkowo nie wiedziałem, jak sobie poradzić z niektórymi rzeczami, nie rozumiałem, dlaczego nie gram.

Teraz podchodzę dużo spokojniej do tego, co się wokół mnie dzieje. Wiem, że trzeba robić swoje i czekać na szansę, tak jak choćby w niedawnym meczu z St. Pauli. Wszedłem na boisko, wywalczyłem rzut karny, a mogło być nawet lepiej, ale kolega nie wykorzystał mojego podania. Nie narzekam, tylko pracuje. Sam to sobie układam w głowie, nie współpracuje z psychologiem.

Ale za to możesz sobie wpisać w CV kilka pozycji na boisku.

Grałem na wahadle, prawym, lewym, także na prawej obronie. Lubię najbardziej lewe skrzydło i to tam chciałbym ustabilizować swoją pozycję. W Lechu Poznań i w pierwszym sezonie w Wolfsburgu występowałem właśnie na tej pozycji. Czuję wtedy radość z gry.

Jak szatnia Wolfsburga przyjęła mocny temperament Kamila Grabary? Potrafi nawet przed kamerami skrytykować zespół.

To taki zawodnik, że najwięcej wymaga od siebie. Na początku rozlicza siebie, a później innych. Jest silnym charakterem w szatni. Myślę, że każda drużyna chciałaby mieć zawodnika, który uderzy pięścią w stół i powie to, co uważa za słuszne. Nie przypominam sobie, by jego zachowanie zostało źle odebrane w zespole.

Jakie błędy musi naprawić reprezentacja?

Po Euro każdy oczekiwał, że kadra będzie się rozwijała i wygrywała. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że gra w obronie nie była w naszym wykonaniu dobra. Traciliśmy za dużo łatwych goli po błędach - czasem indywidualnych, ale musimy wyciągnąć też wnioski jako cały zespół. Ważne, by grać agresywniej nawet, gdy jesteśmy niżej w obronie. W tym aspekcie jest największe pole do poprawy.

Przeżyłeś na własnej skórze poprzednie eliminacje Euro 2024 i choćby mecze z Mołdawią. Na papierze obecne kwalifikacje też z pozoru wydają się proste. Jak nie wpaść w podobną pułapkę?

Najpewniej mecze z Litwą i Maltą będą wyglądały tak, że piłka będzie po naszej stronie, a rywale będą szukali szansy ze stałych fragmentów gry lub kontrataku. Trzeba być wyczulonym, nie popełniać błędów w sytuacjach jeden na jeden z rywalem. Musimy pokazać, że nawet z zespołem cofniętym potrafimy stwarzać sytuacje i strzelać gole.

Kadra dla młodszych zawodników waży więcej, niż w momencie, gdy byli w niej starsi piłkarze?

Myślę, że zdecydowanie tak. Wcześniej mieliśmy trzon drużyny: z Wojtkiem Szczęsnym, Kamilem Glikiem, Grzegorzem Krychowiakiem, Kamilem Grosickim. Teraz nie ma żadnego z tych zawodników i to inni muszą przejąć ich rolę na boisku, muszą wykreować się nowi liderzy. Większa odpowiedzialność spływa od razu na nas, młodych. A my nie możemy się jej bać.

Do tego trzeba czasu czy wyników?

I jednego i drugiego. Musi być gra w klubie, dobra forma, a później przekłada się to na spotkania reprezentacji. Styl stylem, ale najważniejsze są wyniki.

rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Komentarze (2)
avatar
mały w
1 h temu
Zgłoś do moderacji
3
2
Odpowiedz
Syndrom Milika?
Renta dla zdrowotności?
Wielkie bogate Niemcy i gusła z pijawkami?
Czy w polskich szpitalach też ktoś stosuje te zwierzątka dla skutecznej naturalnej metody leczenia schorzeń?
T
Czytaj całość
avatar
Jagafan !
3 h temu
Zgłoś do moderacji
3
2
Odpowiedz
Co to za pomysły Varciniakiem leczyć piłkarza ??? 
Zgłoś nielegalne treści