FC Barcelona boryka się z problemami związanymi z powrotem na Camp Nou, które w dalszym ciągu jest remontowane. Początkowe plany zakładały, że "Duma Katalonii" wróci na stadion w listopadzie 2024 r., jednak termin ten pierwotnie został przesunięty na luty.
Następnie Elena Fort informowała, że stadion miał być gotowy na przyjęcie 60 tys. fanów przed końcem sezonu. Powolny postęp prac tonował nastroje, a najnowsze ustalenia nie pozostawiają już złudzeń. Jak podaje football-espana.net, najbardziej możliwą datą na rozegranie pierwszego meczu na odnowionym stadionie jest listopad tego roku. To oznacza roczne opóźnienie.
ZOBACZ WIDEO: Nowy format Ligi Mistrzów pomógł Polakom. "Koło ratunkowe"
Fakt ten oznacza, że Barcelona będzie musiała rozgrywać mecze na Estadi Olimpic Lluis Companys przez cały rok jubileuszowy. Stadion ten może pomieścić 55 tys. widzów, czyli zaledwie o 5 tys. mniej niż planowana pojemność Camp Nou. Różnice w przychodach z dnia meczowego są jednak bardzo odczuwalne. Mowa nawet o milionowych stratach.
Atmosfera na Montjuic nie jest idealna. Klub dodatkowo pogorszył sytuację, zakazując przyśpiewek krytykujących prezesa Joana Laportę i podnosząc ceny biletów do poziomu dostępnego tylko dla turystów i bardziej zamożnych kibiców. To wszystko wpływa na dochody klubu i jego wizerunek wśród fanów.
Choć nastroje wśród kibiców nie są więc najlepsze, postawa drużyny Hansiego Flicka z pewnością daje im powody do zadowolenia swoją grą. Katalończycy w tym roku nie doznali jeszcze porażki i są liderami tabeli La Ligi. W środę wykonali z kolei pierwszy krok w kierunku ćwierćfinału Ligi Mistrzów.