Jerzy Engel: Nie zabijam karpia

TVN Agency / Na zdjęciu: Jerzy Engel (z lewej) i Antoni Piechniczek (z prawej)
TVN Agency / Na zdjęciu: Jerzy Engel (z lewej) i Antoni Piechniczek (z prawej)

Święta Bożego Narodzenia to okres, na który większość z nas czekała z niecierpliwością. W tym czasie spotykamy się w gronie najbliższych. Takie same plany na te dni ma były szkoleniowiec reprezentacji Polski, Jerzy Engel.

W tym artykule dowiesz się o:

- Spędzam święta w Polsce. Jestem najstarszą osobą w mojej rodzinie, dlatego wigilia jest w naszym domu. Przychodzą dzieci i zasiadamy wspólnie do stołu - opowiada były selekcjoner.

Jerzy Engel nie uczestniczy jednak czynnie w przygotowaniach do świąt. - Nie przebieram się za Mikołaja, ani nie zabijam karpia. Jeżeli chodzi o ryby, to wszystko jest już przygotowane. Natomiast rolę Mikołaja zawsze spełnia najmłodsze dziecko. Ja też byłem tak wychowywany. Polegało to na tym, że zwykle byłem zagapiony, a w międzyczasie Mikołaj już był i zostawił prezenty pod choinką. W ten sposób robimy to dalej. Najmłodsze dziecko, jednej z naszych siostrzenic, zwykle zakłada czapkę Mikołaja, którą ten zostawił i rozdaje prezenty dla wszystkich, również dla siebie - opisuje zwyczaj były trener.

Engel bez problemu przypomniał sobie, jaki prezent zajmuje w jego pamięci szczególne miejsce. - Najbardziej emocjonalnym prezentem dla mnie była pierwsza skórzana, żółta piłka. To było to, co bardzo chciałem mieć, bo zawsze było tak, iż na podwórku ten kto miał piłkę, wyznaczał składy. Była ona trzymana jak relikwia, bo zimą nie było gdzie w nią grać. Czekała sobie spokojnie aż do wiosny, żeby można było wyjść z nią na powietrze. Pamiętam, że była wykonana z pięknej żółciutkiej skóry. Bardzo wyróżniała się pod choinką. Był to prezent, który został później zamieniony na całe moje życie, bo przecież jestem związany z futbolem - wspomina członek zarządu PZPN.

Jerzy Engel nie wyklucza, że ta piłka miała wpływ na jego życie. - Kiedy grałem w juniorach we Włocławku, nie mieliśmy w zasadzie trenera, lecz opiekuna. Często nie mógł on przyjechać, bo był to nauczyciel w technikum. W związku z tym sam prowadziłem zajęcia i wtedy często żartowaliśmy, że pewnie zostanę szkoleniowcem. Zaczęło mi się to coraz bardziej podobać i może wtedy się to zrodziło. Największe znaczenie miała jednak wspomniana piłka, którą pamiętam do dziś, a przecież miałem w swoim życiu dziesiątki piłek - dodaje były szkoleniowiec reprezentacji Polski. Jednak tego prezentu Jerzy Engel nie zdołał zachować. - To była przecież najważniejsza rzecz na podwórku, więc nie było szans na jej zatrzymanie przez długi czas - zakończył.

Komentarze (0)