PSV Eindhoven ma raczej niewielkie szanse na awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Przegrana 1:7 w pierwszym meczu z Arsenalem stawia drużynę Petera Bosza w nieciekawej sytuacji.
Przed spotkaniem "Kanonierzy" byli stawiani w roli faworyta, choć plaga kontuzji dawała nadzieję PSV, że można coś ugrać. Tyle tylko, że boisko brutalnie zweryfikowało te plany.
Trener Bosz mimo wszystko wierzy w poprawę. - Oczywiście. Sprawię, że wrócimy na właściwe tory - powiedział na konferencji prasowej.
Nie miał jednak wesołej miny. Trudno się dziwić, bo jego zespół został brutalnie zbity przez Arsenal. - To było bolesne, upokarzające. Byliśmy bez szans. Zaprezentowaliśmy się słabo na tle bardzo dobrego przeciwnika - powiedział.
Szkoleniowiec PSV dostrzegł dwa kluczowe momenty. - Przy wyniku 0:0 trafiliśmy w poprzeczkę. Ponadto Myles Lewis-Skelly mógł otrzymać drugą żółtą kartkę. Wtedy wszystko mogło potoczyć się inaczej - stwierdził.
Z perspektywy czasu brzmi to śmiesznie, bo PSV przegrało 1:7, ale nie od dziś wiadomo, że psychologia w sporcie odgrywa kolosalną rolę.
Dodał też, że nie boi się zwolnienia. - Absolutnie - przyznał. Jego zadaniem jest teraz odbudować zespół przed ligowym spotkaniem z sc Heerenveen.
ZOBACZ WIDEO: Nowy format Ligi Mistrzów pomógł Polakom. "Koło ratunkowe"