Jak wiemy, są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki. Statystyka natomiast jest jak strój kąpielowy - pokazuje dużo, ale nie wszystko. Odkłammy zatem mit Ferrana Torresa, którym rykoszetem obrywał Robert Lewandowski. Chociaż już mecz z Atletico wystarczająco obnażył i negatywnie zweryfikował konkurenta "Lewego"...
Do meczu z Rojiblancos Torres w tym sezonie strzelał gola co 86 rozegranych minut - nieco częściej od "Lewego" (co 87). To imponujące. Zajrzyjmy jednak głębiej. Jego występ średnio trwał tylko 35 minut, a to już oznacza, że - statystycznie - strzelał jednego gola na dwa i pół, podczas gdy Polak w takim ujęciu zdobywał blisko bramkę na mecz. Podobnie wygląda to w przypadku średniej goli na spotkanie: 0,4 Torresa nie wytrzymuje porównania z 0,94 "Lewego".
Idźmy dalej. Torres cieszy się statusem "jokera" - zmiennika, który po wejściu z ławki strzela gole. Problem w tym, że obiegowa opinia jedno, a rzeczywistość drugie. Hiszpan w tym sezonie wchodził z ławki w 19 meczach, a tylko w czterech z nich trafiał do siatki. O wiele lepiej radził sobie, grając od pierwszej minuty: strzelił gola w czterech z ośmiu takich występów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sergio Ramos bożyszczem fanów. Szalona radość
Hansi Flick przyznał wprost, że postawienie na niego z Atletico od pierwszej minuty było nagrodą za to, jak mistrz Europy (2024) spisał się w drodze do półfinału Pucharu Króla: - Grał i strzelał gole przeciwko Betisowi i Valencii. Patrząc na jego formę, zasłużył na miejsce w wyjściowej jedenastce. Więcej TUTAJ.
To był jednak pocałunek śmierci. Trener, w przeciwieństwie do dziennikarzy, opinionistów i kibiców, musi być mądry przed meczem. Flick może jednak żałować, że "11" na mecz z Atletico zmontował z Torresem, a bez Lewandowskiego. A ci hiszpańscy dziennikarze, którzy nie mogli doczekać się "Rekina" w "11", domagając się posadzenia Polaka na ławce (TUTAJ), są winni "Lewemu" przeprosiny.
Owszem, z nim w Las Palmas Barcelona grała ostatnio jak w "10", ale Torres zaproponował drużynie równie mało. Flick mógł liczyć na jego mobilność zarówno w grze bez piłki, jak i w pressingu. I tu Niemiec trafił. W 12. minucie Torres swoim ruchem wymusił, a w 32. minucie wykorzystał błąd Marco Llorente i przejął piłkę po jego nieudanym podaniu do bramkarza. Cóż jednak z tego, skoro pierwszą sytuację w fatalnym stylu zmarnował, a prezent od Llorente wyrzucił do kosza.
W pozostałych sytuacjach aż raził bezradnością w pojedynkach ze środkowymi obrońcami Atletico, którzy zabierali mu piłkę jak dziecku. O ile w ogóle wchodził w jej posiadanie, bo przez większość meczu był schowany w kieszeni Gimeneza czy Lengleta. Lewandowski miewał mecze, w których był poza grą albo stoperzy go poniewierali, ale nie do tego stopnia... Torresowi włączyli tryb samolotowy - był poza zasięgiem.
Bezradność Torresa z Atletico nie może jednak dziwić. Strzelił w tym sezonie 11 goli w ośmiu meczach przeciwko sześciu rywalom, ale lista jego ofiar nie rzuca na kolana. Poza Mallorcą (1) w La Lidze i Borussią Dortmund (2) w Lidze Mistrzów nie strzelał wymagającym przeciwnikom. Choć i BVB złapał w głębokim kryzysie. Podobnie jak Real Betis (2) w lidze i Pucharze Króla. Sześć pozostałych bramek zdobył w meczach z trzema z czterech najgorszych drużyn La Ligi: Realem Valladoid (1), Valencią (4) i Las Palmas (1).
Z poważniejszymi rywalami dotąd się nie sprawdzał, choć trzeba dodać, że - nie licząc Athleticu Bilbao w 2. kolejce - w meczach z nimi występował jako zmiennik. We wtorek dostał od Flicka pierwszą poważną szansę w meczu z wymagającym przeciwnikiem i nie udźwignął ciężaru. Nie tyle jej nie wykorzystał, co spektakularnie ją zmarnował. Mam nadzieję, że ten występ Torresa na zawsze zamknie dyskusję o tym, czy 24-latek powinien grać od pierwszej minuty kosztem Lewandowskiego. To nie ta półka.
Sam "Lewy" w roli zmiennika czuje się dobrze. We wtorek role się odwróciły i to on zastąpił na boisku Torresa, by już sześć minut później strzelić gola na 4:2. To jego drugi gol w drugim wejściu z ławki w tym sezonie. Wcześniej trafił jako rezerwowy w ligowym meczu z Valencią (7:1).
Owszem, nie miał trudnego zadania, ale przy podaniu Yamala był dokładnie tam, gdzie być powinien i wiedział, jak w polu karnym zgubić krycie. Torresowi nie udało się to ani razu przez ponad godzinę, tymczasem "Lewy" po chwili zrobił to po raz drugi. Tym razem bez efektu bramkowego, ale na zachowanie Polaka w "16" przeciwnika Torres powinien patrzeć z podziwem i zazdrością. Zresztą, jak większość współczesnych napastników.
Sytuacja z Lewandowskim i Torresem przypomina to, co niedawno przeżywaliśmy z Inakim Peną i Wojciechem Szczęsnym. Hiszpańskie media długo dochodziły do tego, że Polak jednak jest lepszym bramkarzem od wychowanka Barcelony, ale w końcu to przyznały. Lepiej późno niż wcale.
W końcu łatwiej w kilka tygodni nauczyć bramkarza grać wysoko i nogami albo go do tego zachęcić, niż nauczyć go bronić na poziomie Szczęsnego. A gdy w 66. minucie były reprezentant Polski zabawił się w swoim polu karmym z Julianem Alvarezem, pokazał, że już doskonale czuje się w tym sposobie gry.
To może zabrzmieć absurdalnie przy wyniku 4:4, ale Szczęsny był jednym z bohaterów Barcelony w tym spotkaniu. Przy straconych golach nie zawinił, a w kilku innych sytuacjach podał kolegom pomocną dłoń, broniąc groźne strzały przy stanie 3:2 i 4:3.
Szkoda tylko, że koledzy nie posłuchali go, gdy w 88. minucie, po kolejnej interwencji, krzyczał do nich "calma, calma!" (hisz. spokój) i wykonywał jednoznaczny gest dłonią. Widział, że młodzi koledzy pękają pod presją Atletico. Przeczuwał zbliżającą się katastrofę.
Wcześniej też wykonał zabiegi mające na celu zdjąć presję z kolegów i dodać im otuchy. Po to kiwał we własnym polu karnym Alvareza albo ostentacyjnie zakpił z rywala, który długo po przerywającym grę gwizdku posłał piłkę do jego bramki.
Tym razem to nie pomogło, Katalończycy załamali się pod naporem Atletico, ale to właśnie dla takich zachowań Flick postawił na Szczęsnego. Inaki Pena w takiej konfrontacji z ekipą Diego Simeone byłby pewnie równie zestresowany jak koledzy z pola i wszystko mogłoby się skończyć dla Barcelony jeszcze gorzej.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty
Bądź na bieżąco, oglądaj mecze FC Barcelony w Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)