Maciej Smolewski: Satysfakcjonuje pana ta runda w wykonaniu Polonii?
Damian Bartyla: Bardzo satysfakcjonuje. Siódme miejsce Polonii na półmetku rozgrywek z takim wynikiem punktowym to dobry wynik. Jednak w pewnym momencie sezonu wydawało się, że tych punktów może być jeszcze więcej. Parę nam ich uciekło, bo kilka meczów powinniśmy wygrać, zamiast je remisować. Wtedy bylibyśmy w tej ściślejszej czołówce. Jednak biorąc pod uwagę budżet klubu oraz przeciwników, z którymi się mierzymy - jesteśmy bardzo zadowoleni i zapatrujemy się na to pozytywnie.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia? A o tych meczach, w których punkty "uciekły", można powiedzieć konkretnie - gorsza końcówka rundy, prawda?
- Tak. Mówiąc o tych meczach miałem na myśli spotkania z Jagiellonią u siebie, GKS-em w Bełchatowie... również przegrane derby z Ruchem. Były to spotkania, w których pełnej puli nie zgarnęliśmy pechowo. Jednak tak czasami jest w piłce, że gra się słabo, a się zdobywa punkty lub też gra się dobrze, a przegrywa czy remisuje... Ale generalnie jestem zadowolony. Gdyby ktoś przed początkiem sezonu zaproponował mi, że Polonia skończy jesień z dorobkiem 24 punktów, na 7. miejscu to wziąłbym ten rezultat w ciemno. Za plus należy również wciąż poprawę gry zespołu, bo to cieszy chyba najbardziej. Bodaj poza jednym meczem, z Polonią Warszawa, dobrze się na naszą drużynę patrzyło. Były to spotkania ciekawe... nawet te przegrane. Graliśmy bardzo otwartą i ciekawą piłkę. Potrafiliśmy nawiązać walkę z lepszymi zespołami. Również bramek nie traciliśmy tyle, ile w poprzednim sezonie. Jest progres, a to nas bardzo cieszy!
Ciesząc się z tych rezultatów i progresu mówi pan po prostu, że jest pan zadowolony z pracy trenera Szatałowa?
- Zdecydowanie tak. Jestem bardzo zadowolony. Ale jednocześnie chciałbym wspomnieć o sztabie szkoleniowym, o dużym wkładzie i pracy trenerów Brehmera i Dreszera. Również swój wkład i rolę mieli fizjoterapeuci. Wszyscy pracowali nad tym sukcesem, choć oczywiście najwięcej do powiedzenia miał trener Szatałow.
W ciągu ostatnich tygodni i miesięcy, co jakiś czas pojawiały się w mediach informacje, że pan Szatałow może zmienić pracodawcę, nawet jeszcze zimą, że istnieje możliwość podkupienia go przez inny klub. Jak pan odnosi do tych rewelacji?
- Podchodzę do tego bardzo spokojnie. W środowisku piłkarskim jest tak, że jak ktoś dobrze wykonuje swoją pracę, czy to piłkarze, czy trener to w końcu ktoś ich zauważa. Często również pojawiają się oferty. Tak było z trenerem Szatałowem. Ktoś dostrzegł, że on z zespołu bez gwiazd, w klubie z ograniczonymi funduszami, potrafi rywalizować z najlepszymi. Przykładem tego twierdzenia może być mecz z Wisłą Kraków - mistrzem Polski i liderem tabeli, którego nie przegraliśmy... albo raczej Wisła zremisowała z nami. Także to, że on dostał propozycję - to dla mnie naturalne. W końcu wykonuje dobrą pracę. Jednak muszę zaznaczyć, że trener Szatałow nie przyszedł do mnie i nie powiedział, że ma propozycję... i choć na razie ma on kontrakt do czerwca, ja bardzo bym chciał, żeby trenował Polonię dłużej. Mam nadzieję, że się z nim dogadamy w sprawie przedłużenia umowy o dwa sezony. Ja telefonów w sprawie "podkupienia" czy wcześniejszego rozwiązania kontraktu szkoleniowca nie miałem, więc mam nadzieję, że trener zostanie. Podchodzę do tego spokojnie.
Jednak czy nie są to tylko pobożne życzenia? Nie czarujmy się, Polonia nie jest klubem, którego stać na to, aby odrzucać pewne oferty. Musi pan mieć na uwadze finanse klubu, więc prawdopodobieństwo, że w końcu przyjdzie oferta "nie do odrzucenia", istnieje...
- Nad każdą ofertą trzeba się pochylić i ją przeanalizować, a już tym bardziej taką "nie do odrzucenia". Na pewno byśmy ją przeanalizowali i pewnie przyjęli. Tylko to musiałaby być bardzo dobra oferta. Myślę, że nawet kluby bogatsze od Polonii, mówię o polskiej ekstraklasie, gdy dostają dobre oferty z innych klubów, dajmy na to zagranicznych, to nie zastanawiają się czy ją przyjąć czy odrzucić. Wtedy kwestią dla nich jest tylko cena. Także mówię - musiała to by być dobra oferta, z taką kwotą, która pozwoliłaby nam kupić na przykład dwóch dobrych piłkarzy. Jednak stan na dzień dzisiejszy wygląda tak, że takiej oferty nie ma. Ale jeśli się pojawi - rozważmy ją.
Mówi pan o trwających rozmowach mających na celu przedłużenie umowy z trenerem Szatałowem. A co z piłkarzami? Kontrakty kończą się w czerwcu Rafałowi Grzybowi, Peterowi Hricko oraz Michałowi Zielińskiemu...
- Tak, trwają z nimi rozmowy. Generalnie, chcielibyśmy ich zatrzymać.
Kto jeszcze stanowi taki priorytet?
- Na pewno Radzewicz, z którym pewnie niedługo siądziemy do rozmów.
A co z wypożyczonym z Korony Nowakiem? Piłkarz deklaruje, że chciałby zostać. Skorzystacie z opcji pierwokupu?
- Zgadza się, mamy taką opcję i na pewno skorzystamy z niej jeżeli tylko Tomek będzie prezentował na wiosnę taką formę, jaką utrzymywał jesienią.
Teraz pytania trochę z innej beczki. Jak pan odbiera inicjatywę kibiców, którzy zbierają pieniądze na stadion?
- Oceniam bardzo pozytywnie. Oczywiście, ciężko będzie uzbierać kwotę, która rzeczywiście pozwoli wyremontować obiekt. Tu raczej chodzi o pokazanie się i zainteresowanie tematem takiej potrzeby. Potrzeby, która istnieje. W Bytomiu naprawdę chcemy dobrego obiektu, na miarę Polonii. Dlatego ja popieram te działania.
Na pewno "owocem" działań kibiców i ich kwesty jest uzyskanie kontaktu z takim człowiekiem jak Raimund Jeschonnek. Jak pan podchodzi do tematu pomocy tego biznesmena, czy wiąże pan z nim duże nadzieje?
- Myślę, że należy zawsze podejmować temat sponsora. Tym bardziej takiego, który może pomóc w budowie obiektu. Nie należy żadnej pomocy lekceważyć. Tak samo jest w przypadku pana Jeschonnka. Do tej pory, w przeszłości, wiele osób mówiło o ewentualnej pomocy i sponsoringu Polonii. O zaangażowanie w sprawy klubowe, o wejściu na budowę i pomocy w niej. Najczęściej te rozmowy kończyły się fiaskiem. Mam nadzieję, że z panem Jeschonnkiem tak nie będzie. On jest inny i bardziej zapalony do pomysłu. Bardzo bym chciał, aby coś się z tego urodziło.
W ostatnich dniach podobno był pan ofiarą "ataku" dokonanego przez kibica, który zarzucił panu, że wyprzedaje pan Polonię - czy to prawda?
- Myślę, że atak to duże słowo. Ten człowiek zwrócił się do mnie z dużymi pretensjami, że chcę wyprzedać pół zespołu. Ja wówczas nie wiedziałem jeszcze o tym całym zamieszaniu, którego autorami są menadżerowie. Oni informują, że ich klientom kończą się kontrakty i próbują zarobić. My żadnych faksów do klubów nie wysyłaliśmy i nikomu nie proponowaliśmy sprzedaży zawodników. Jest zupełnie na odwrót - zaproponowaliśmy tym piłkarzom oferty przedłużenia kontraktów. Trenerowi także. Tak więc mówię i prostuję to co powtarzają niektórzy. To nie był atak, ale próba zwrócenia mi uwagi.