Starą skodę też można wystawić za 500 tysięcy - prof. Janusz Filipiak opowiada o polskim rynku transferowym

Każdego dnia rozgorączkowani kibice Cracovii wyczekują potwierdzonych przez klub doniesień transferowych i z niecierpliwością odświeżają oficjalną stronę klubową z nadzieją na obwieszczenie kolejnego głośnego transferu. W minionych okienkach transferowych prezes klubu, prof. Janusz Filipiak przyzwyczaił już sympatyków do przeprowadzania poważnych transakcji.

W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy do Krakowa trafili uchodzący za spore talenty Mariusz Sacha, Marek Wasiluk oraz Piotr Polczak, a także doświadczeni Bartosz Ślusarski, Radosław Matusiak i Michał Goliński. Kiedy w listopadzie Filipiak niesiony zwycięską passą zespołu Oresta Lenczyka zapowiadał "transferową ofensywę", kibice ostrzyli sobie zęby na transfery tego samego kalibru. Popularne forum internetowe sympatyków Cracovii aż huczy od plotek i z każdym dniem pęcznieje od wyszukanych w mediach informacji dotyczących zawodników, którymi rzekomo Cracovia jest zainteresowana. Co ciekawe, czasem te plotki mają w sobie ziarenka prawdy... - Śledzę te fora i portale, chciałbym spełnić życzenia kibiców - nie ukrywa prof. Filipiak.

Prezes Cracovii opowiedział - jak zwykle bezkompromisowo - o poruszaniu się po polskim rynku transferowym, tłumacząc dlaczego jeszcze nie doszło do finalizacji rozmów i prezentacji nowych ogniw drużyny: - Każdy kto ma zawodnika do sprzedania, czeka długo i kombinuje jaką cenę może za niego dostać. Jesteśmy w trakcie rozmów, złożyliśmy konkretne oferty do klubów w kraju i zagranicą. Te rozmowy trwają, sprzedający chce otrzymać najlepszą cenę. Nie należy tego rozumieć, że te trzy miliony, o których mówiłem są wirtualne. Co okno wydajemy pieniądze, jakby podsumować dwa ostatnie okna, sprowadziliśmy wielu zawodników o uznanych nazwiskach. Drużyna została odmieniona, mamy szczerą wolę, środki i chęć, aby zawodników sprowadzać.

Póki co pewny jest transfer do Cracovii Krzysztofa Kaliciaka z GKS-u Katowice. 23-letni napastnik, który w rundzie jesiennej I ligi 9 razy wpisał się na listę strzelców, podpisał z krakowskim klubem trzyletni kontrakt. Oficjalnie zostanie przedstawiony, kiedy trener Lenczyk wróci z urlopu. Gotowy do podpisu kontrakt czeka także na 20-letniego Wojciecha Łuczaka, który po rocznym pobycie w Willem II Tilburg wraca do Polski. On zwiąże się z Pasami umową na czas 2,5 roku. Pojawiają się głosy, że nie są to transfery na miarę "wielkiej ofensywy", ale prezes Pasów odpiera ten zarzut: - Trener Lenczyk jest niesamowicie wybredny. Przedkładamy mu długie listy zawodników, więc nie sądzę, żeby źle ocenił tą dwójkę.

Filipiak stanowczo podkreślił, że klub szuka prawdziwych wzmocnień drużyny, a decydujący głos w tej sprawie ma duet Orest Lenczyk-Jerzy Wielkoszyński. - Chcemy uniknąć poprzedniej sytuacji, że teraz musimy dziesięciu zawodników z klubu zwalniać lub wypożyczać. Nie chcemy brać zawodników, którzy nie spełnią naszych oczekiwań. Sito jest gęste, założone przez trenera Lenczyka, trenera Wleciałowskiego, Władysława Łacha i Filipa Surmę oraz dra Wielkoszyńskiego. Byli zawodnicy, z którymi dogadaliśmy się, spełniali oczekiwania, ale nie przeszli badań lekarskich - tłumaczył proces decyzyjny właściciel Comarchu i zdradził, że jeden z zawodników, który był już po słowie z klubem, odpadł w czasie badań u dra Wielkoszyńskiego: - Definiujemy zawodnika, a on nie przechodzi badań wydolnościowych u dra Wielkoszyńskiego. Jeden już, na którym bardzo nam zależało nie przeszedł takich badań. Dr Wielkoszyński mówi wtedy, że zawodnik jest "zużyty". Nie zamierzam tego kwestionować.

Według zapewnień Filipiaka, Cracovia jest najaktywniejszym graczem na rynku transferowym, na którym nie panują jednak zdrowe zasady: - Szukamy zawodników. Nazwiska będą pojawiać się pewnie do 28 lutego. Na rynku składamy teraz najbardziej konkretne oferty, podejmujemy najbardziej konkretne działania. Najczęstszym zjawiskiem jest to, że kluby mają od nas oficjalną ofertę i czekają na lepszą. To nie jest rzetelne podejście biznesowe, gdzie uzgadniamy cenę i zamykamy transakcję. Uzgadniają z nami cenę i będą do końca okienka czekać, czy jakiś zbawca nie da więcej. My wysyłamy oficjalną ofertę, a oni traktują ją jako otwarcie licytacji. Tak od kuchni wygląda polska piłka nożna - mówił z uśmiechem Filipiak.

Prezes krakowskiego klubu podtrzymał jednocześnie deklarację, że zamierza inwestować w zawodników perspektywicznych, "nieskażonych polską piłką". W związku z tym Cracovia nie stanie się ciepłym gniazdkiem dla doświadczonych polskich graczy, którzy zamierzają z zagranicznych wojaży wrócić do ojczyzny. - Chcę wyraźnie powiedzieć, że nie będziemy kupowali zawodników zużytych fizycznie i psychicznie. Nie sądzę, by zawodnicy, którzy najlepsze lata mają za sobą poprowadzili nas do Ligi Europejskiej albo Ligi Mistrzów. Jestem konsekwentny. Zawodnicy ponad 30 lat, którzy grali w wielu klubach i teraz chcą podpisać wysoki kontrakt, ostatni w karierze nie będą nam pomocni w osiąganiu tych celów, które mamy, czyli gra w pucharach europejskich. Doświadczony zawodnik to nie jest 30-latek po przejściach. To nie o takie doświadczenia nam chodzi - wyjaśnia Filipiak.

Pod skrzydłami Sportowej Spółki Akcyjnej oprócz piłki nożnej, działa także sekcja hokejowa. W tej dyscyplinie Cracovia w ciągu ostatnich czterech lat, trzy razy była mistrzem Polski, a raz zdobyła brązowy medal krajowych rozgrywek. Filipiak przyznał jednak, że jest nastawiony na sukces międzynarodowy, a nie krajowy, który czasem nie jest miarodajny.- Jestem przekonany o tym, że polskie firmy powinny inwestować w sport i nie patrzeć tylko na to, by zdobyć mistrzostwo na własnym podwórku, ale przede wszystkim, by polski sport promować zagranicą - twierdzi. - Proszę mnie dobrze zrozumieć - liga polska jest w tej chwili bardzo słaba, trzeba to sobie wyraźnie powiedzieć. Bycie mistrzem, tak jak na przykład w hokeju, to jest pół-satysfakcja. Lepiej byłoby być mistrzem w silnej lidze w skali europejskiej - zauważa biznesmen. - Tutaj jest duża odpowiedzialność ze wszystkich stron, żeby tej piłki nie zdegradować. Mamy średnią widzów 5 tysięcy, a przed telewizorami 70 tysięcy - to jest bardzo źle. My dajemy tyle pieniędzy, własnych pieniędzy, że chcemy, żeby to było dobrym produktem - utrzymuje.

Filipiaka rozbawiła postawa działaczy Piasta Gliwice, którzy za 21-letniego Kamila Glika chcą otrzymać kwotę miliona euro. - Starą skodę też sobie można wystawić za 500 tysięcy. Może ktoś kupi, jeśli to będzie jedyna skoda na rynku. To jest trochę śmieszne. W tej chwili bardzo wiele klubów chce dużo pieniędzy, a to się skończy tym, że pod koniec lutego będą wystawiać zawodników za dużo niższe kwoty. W tej chwili głównym klientem po polskich piłkarzy ma być być zagranica, ale z zagranicy nikt w tej chwili nie kupi zawodnika z polskiej ligi. Jeśli nasze kluby nie pokażą się w europejskich pucharach z dobrej strony, to żaden piłkarz nie ma szans. Jeśli zawodnik nie gra w pucharach, spotkań o stawkę, to nie sprzeda się go. Sparingów, nagranych spotkań nikt nie traktuje poważnie - spuentował Filipiak.

W szerokiej orbicie zainteresowań Cracovii znajdują się między innymi Tomasz Brzyski, Maciej Sadlok i Rafał Grodzicki z borykającego się z kłopotami finansowymi Ruchu Chorzów, a także Dariusz Pietrasiak, Waldemar Sobota, Robert Szczot oraz Przemysław Kaźmierczak z Vitorii Setubal. Do Pasów nie trafią z kolei Tomasz Wróbel, Łukasz Hanzel, Piotr Petasz i Marek Saganowski, których zatrudnieniem krakowski klub był wcześniej zainteresowany.

Z Cracovią pożegnali się już za to Dariusz Kłus i Damian Misan, którym nie zaoferowano przedłużenia wygasających 31 grudnia kontraktów oraz Kamil Witkowski, który rozstał się z klubem za porozumieniem stron. Mającym niskie notowania u trenera Lenczyka Jakubem Grzegorzewskim zainteresowana jest Odra Wodzisław Śląski, a kolejni gracze wystawieni przez Pasy na listę transferową czekają lub rozpatrują oferty. - Bartek Dudzic ma kilka ofert. Sami zawodnicy muszą się też zdecydować. Rozmowy trwają i potrwają do końca roku, początku stycznia. Mam nadzieję, że większość tych zawodników trafi na wypożyczenia - mówi wiceprezes Cracovii, Jakub Tabisz.

Źródło artykułu: