Po pierwszych meczach w Barcelonie można było zakładać, że Wojciech Szczęsny szybko wróci na ławkę rezerwowych. Bramkarz czekał na swoją szansę kilka miesięcy i gdy wyszedł do gry, nie zachwycił. Występy z Athletic Bilbao, Realem Madryt czy Benfiką tylko potwierdzały, dlaczego numerem 1 w bramce Barcelony był Inaki Pena.
Ale postawa Szczęsnego nie miała wpływu na wyniki klubu, bo Barca wygrywała. A nasz zawodnik miał spory udział w traconych przez drużynę golach. Hansi Flick się jednak uparł. Poszedł pod prąd zwłaszcza po meczu z Benfiką (5:4). Nawet brat zawodnika, Jan Szczęsny, mówił nam, że spodziewał się raczej odstawienia Wojtka od składu, bo był zamieszany w stratę dwóch goli w Lizbonie.
Flick wytrzymał ciśnienie, choć postawę Szczęsnego krytykowały wszystkie hiszpańskie dzienniki, domagając się głowy Polaka. Niemiecki szkoleniowiec jako pierwszy zauważył jednak atuty w postawie naszego bramkarza, które w dalszej perspektywie wpłyną korzystnie na grę zespołu.
ZOBACZ WIDEO: Wykonał sprint przez połowę boiska. Tak pracuje ochroniarz Messiego
Dlatego szkoleniowiec niemal z dnia na dzień postawił na Szczęsnego. W dalszych meczach, jak z Atalantą, Alaves czy Sevillą, było tylko lepiej. Bramkarz przeszedł szybką metamorfozę. Z gracza niepewnego i nerwowego w interwencjach, stał się zawodnikiem mającym pod kontrolą niemal każde zagranie.
Na korzyść Szczęsnego wpłynęło na pewno lepsze zgranie z kolegami z obrony. Wcześniej dało się zauważyć, że to komunikacja najbardziej szwankuje pomiędzy nim a defensorami, co rzucało się w oczy zwłaszcza przy wyjściach Polaka za pole karne. Nasz bramkarz mówił w jednym z pomeczowych wywiadów, że nie ze wszystkim może porozumiewać się w języku angielskim i to wyraźnie stanowiło problem.
Z czasem Szczęsny wypracował sposób porozumiewania się z drużyną, dlatego też Flick nie chciał dzielić między bramkarzami meczów w poszczególnych rozgrywkach. Szczęsny dostał cały pakiet. Grał na każdym froncie i to również pomogło mu w szybszym przystosowaniu się do stylu gry zespołu.
Flick podjął nieoczywistą decyzję, zdecydował się na nagły zwrot, zaryzykował nawet konflikt w szatni, bo odstawił Inakiego Penę w momencie, gdy ten nie zawodził, a wręcz błyszczał w bramce - jak choćby w spotkaniu z Realem Madryt (5:2), gdy zastąpił Szczęsnego po czerwonej kartce.
Niemiec wziął odpowiedzialność na siebie i mogło go to drogo kosztować. "Mundo Deportivo" informuje, że po czasie miał się nawet przyznać do popełnienia błędu komunikacyjnego, nie informując Peni o zmianach. Hiszpan rzekomo dowiedział się z mediów o nowej hierarchii w składzie. Ale Flickowi opłaciło się takie działanie.
Barcelona wyszła z kryzysu, w który wpadła po El Clasico. Po wygranej jesienią 4:0 z Realem na Santiago Bernabeu w dziewięciu następnych meczach ligowych zdobyła tylko pięć punktów. Wystarczyło, że w bramce stanął Polak i drużyna stała się niepokonana. Trudno to logicznie wytłumaczyć, tak samo jak nagłą zmianę Flicka w bramce. Ale niemiecki trener wiedział, co robi. Okazało się, że miał rację. Dopiero po czasie decyzje trenera zaczęły się bronić.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)