Od 2012 roku domem Biało-Czerwonych był Stadion Narodowy w Warszawie. Wydawało się, że współpraca pomiędzy Polskim Związkiem Piłki Nożnej a spółką zarządzającą obiektem PL2012+, będzie kontynuowana.
W listopadzie przestał jednak obowiązywać ostatni aneks, a nowa umowa nie została podpisana. Wszystko przez stawki zaproponowane piłkarskiej federacji za wynajem - wyższe o ok. 35 proc. od dotychczasowych.
Pojawiła się więc opcja, że reprezentacja Polski będzie grać na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Taki obrót spraw nie przypadł do gustu Janowi Tomaszewskiemu.
ZOBACZ WIDEO: Śmiać się czy płakać? Tak gra w piłkę gwiazdor MMA
- Gdyby taka decyzja była w Londynie, że na Wembley nie odbędzie się żaden mecz piłkarskiej reprezentacji, to sądzę, że angielska federacja musiałaby wyjechać z kraju. Tu się buduje Stadion Narodowy, jest stadion imienia pana Kazimierza Górskiego. Tam jest muzeum, skansen, tam jest po prostu tradycja - powiedział w programie "Super Expressu", "Futbologia".
- W tej chwili zmiana stadionu jest niczym niewytłumaczalna, ponieważ nawet jeśli mówi się o pieniądzach, to możemy powiedzieć ilu kibiców więcej mieści się na stadionie w Warszawie. Śląski miał być stadionem żużlowym, później lekkoatletycznym, a w tej chwili ma być piłkarskim. Jest to dla mnie nie do pomyślenia. Oczywiście, Śląski jest legendą, ale to było 50 lat temu, kiedy nie było w ogóle stadionów - dodał.
Decyzja o ewentualnej zmianie stadionu wywołała wiele kontrowersji i emocji wśród kibiców oraz ekspertów. Przyszłość meczów reprezentacji Polski wciąż pozostaje niepewna, a rozmowy między PZPN a operatorem Stadionu Narodowego trwają.