Prezes Piasta pod wrażeniem zachowania Bojarskiego

Marcin Bojarski wystąpił do włodarzy Piasta Gliwice z prośbą o rozwiązanie umowy, która pierwotnie miała obowiązywać do czerwca 2010 roku. Decyzja zawodnika zaskoczyła wszystkich. Piłkarz od kwietnia leczy bowiem poważną kontuzję i nie ma żadnych ofert pracy. - To wyjątkowa postawa bardzo godnego człowieka - skomentował prezes klubu, Jacek Krzyżanowski.

Marcin Bojarski okresu spędzonego w Piaście nie zaliczy do udanych. Zawodnik co chwila zmagał się z kontuzjami. Najpoważniejszej doznał w kwietniu tego roku w meczu ligowym z Lechem Poznań. Wtedy to złamał nogę i uszkodził staw skokowy. Do teraz nie wrócił na ligowe boiska. Wydawało się, że "Bojar" wiosną pomoże Piastowi w walce o punkty, bo pod koniec listopada wznowił normalne treningi, ale on niespodziewanie zgłosił się do władz z prośbą o rozwiązanie umowy. Nie chciał być ciężarem dla klubu. Nie mógł zagwarantować, że po tak poważnym urazie będzie w stanie grać na wysokim poziomie, a zarabiał najwięcej w zespole.

- Marcin zachował się bardzo w porządku. Zauważył, że po tak poważnej kontuzji nie jest jeszcze przygotowany do gry na poziomie ekstraklasy. Uznał, że jego umowa jest kosztownym obciążeniem dla klubu, dlatego poprosił o jej rozwiązanie. W piątek dopełnimy formalności - powiedział prezes Piasta, Jacek Krzyżanowski w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. - Marcin chciałby zagrać w którymś z klubów niższej klasy rozgrywkowej. Nie czuje się jeszcze na tyle sprawny, żeby występować w silnej ekstraklasie - dodał.

Sternik niebiesko-czerwonych przyznał, że zachowanie "Bojara" zasługuje na uznanie. - To był bardzo rozsądny i godny uwagi gest ze strony zawodnika. On szuka gry, a nie pieniędzy - zauważył. Decyzja 32-letniego pomocnika zaskakuje tym bardziej, bo piłkarz nie otrzymał propozycji występów w innym klubie. - Marcin w tym momencie nie ma żadnych ofert. Poprosił jednak o rozwiązanie umowy, bo czuł się źle z tym wszystkim. To wyjątkowa postawa, bardzo godnego człowieka. Bojarski ma mocny "kręgosłup moralny" i dla niego taka sytuacja była niezręczna. Myśmy go do niczego nie nakłaniali. Inicjatywa wyszła z jego strony - zakończył Krzyżanowski.

Źródło artykułu: