Po wielu latach spędzonych we Włoszech i Francji Kamil Glik wrócił do polskiej ligi przed sezonem 2023/24. Z różnych względów szło mu różnie. Stracił sporo czasu przez kontuzje i część kibiców Cracovii zaczęła powątpiewać, że może wyjść z tego cokolwiek dobrego.
Ale latem Glik przepracował okres przygotowawczy i w obecnym sezonie jest w dobrej formie, zresztą podobnie jak cała Cracovia. To znaczy... nie zawsze, bo jednak zespół prowadzony przez Dawida Kroczka traci sporo goli - trzynaście.
Cracovia w tym sezonie zaledwie dwukrotnie zagrała na zero z tyłu. 29 lipca z Rakowem Częstochowa (1:0) i następnie z Koroną Kielce (10 sierpnia).
- Staramy się grać bardzo ofensywnie, często wysoko i w niektórych sytuacjach może brakuje nam trochę odpowiedzialności, zdarzają się momenty dekoncentracji, nad którymi zdecydowanie musimy popracować. Czasem brakuje trochę szczęścia, ale myślę, że patrząc na całą naszą defensywę, wygląda to nieźle - powiedział Glik podczas konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO: Takie gole to rzadkość. Jego skutki mogą być bolesne
Jego kontrakt z Cracovią obowiązuje jedynie do 30 czerwca przyszłego roku. Jak mówi, mimo 36 lat na karku nie zamierza jeszcze kończyć kariery.
- Dziś się nad tym nie zastanawiam. Cały czas mogę grać w piłkę na dobrym poziomie, gdy tylko omijają mnie kontuzje i jestem dobrze przygotowany fizycznie. Czerpię przyjemność z gry i z każdego treningu. Mam dużo chęci i energii. W momencie, gdy sam poczuję, że nie do końca bawi mnie wstawanie rano i jazda na trening, to będę pierwszą osobą, która podniesie rękę i powie: dość - stwierdził Glik.
Co najbardziej zaskoczyło go po powrocie do Polski? Wyjeżdżał latem 2010 roku z Piasta Gliwice.
- Nie było mnie tu trzynaście lat. Wracając czułem się nie jak w Polsce, a w jakimś kolejnym zagranicznym klubie. Zmieniły się stadiony i przede wszystkim jakość piłkarska. Wszystko poszło do przodu - przyznał.
Początek meczu Śląsk Wrocław - Cracovia w niedzielę o godz. 14.45.