Polska zagrała z Chorwacją (0:1) bezbarwnie. W ofensywie byliśmy bezsilni, właściwie nie zaistnieliśmy. W obronie szczelniejsi niż ostatnio, ale znów zbyt często o powodzeniu decydował przypadek. Być może Chorwacja to dla nas zbyt wysokie progi, a jednak mam przekonanie, że nasza kadra ma większy potencjał niż to, co sprzedaje na boisku.
Michał Probierz, który został selekcjonerem ratunkowym po trenerskim nieporozumieniu, jakim był Fernando Santos, prowadzi reprezentację Polski już niemal rok. To wystarczająco dużo czasu, by odcisnąć już na drużynie swoje piętno. By kibice mogli poznać pomysł selekcjonera na kadrę, jego wizję gry, strategię personalną.
I to jest właśnie pytanie: czy po dwóch meczach Ligi Narodów wiemy o drużynie Michała Probierza trochę więcej niż po turnieju Euro 2024? Mam wrażenie, że nie. Trudno mi przyjąć tę narrację, że teraz to gramy ofensywnie, bo świadczyć o tym mają wybory personale trenera. Sami artyści od grania na fortepianie, a nikogo do dźwigania tego ciężkiego instrumentu. Może nawet próbujmy grać ofensywnie, ale jak nam to wychodzi, widzieliśmy w Osijeku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sceny przed meczem. Skrzypaczka zachwyciła wszystkich!
Zresztą jakoś mi ta ofensywna "gęba" przyprawiona Biało-Czerwonym do Michała Probierza, trenera, który w Cracovii grał "dośrodkovię", kompletnie nie pasuje. Mam wrażenie, że diabeł przebrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni. Chyba ta cała ofensywna strategia to nam przypadkiem wyszła i od Euro na silę próbujmy się jej trzymać.
A z czym mamy największy problem? Niestety nadal z tym samym, czyli z dłuższym utrzymaniem się przy piłce tuż po odbiorze. Co ciekawe, dzieje się tak, mimo że na boisku mamy ostatnio coraz więcej zawodników, którym futbolówka przy nodze nie przeszkadza.
Jak na drużynę z takim potencjałem jak reprezentacja Polski to stanowczo zbyt długimi fragmentami tracimy kontrolę nad meczem. Boiskowa rzeczywistość wymyka się nam z rąk. Jesteśmy tylko reaktywni, nie potrafimy prowadzi gry, dyktować - choćby tylko momentami - warunków.
Po stracie gola w Osijeku kompletnie posypała się nam struktura gry. Przy swoim prowadzeniu Chorwaci z łatwością wsadzili nas na karuzelę i zaczęli nią mocno kręcić. Tylko szczęściu zawdzięczamy, że nie straciliśmy kolejnych goli.
Żeby wyłącznie nie narzekać, to warto napisać, że są w kadrze Probierza także jaśniejsze punkty. A na pewno jeden. Otóż Chorwaci musieli się mocno zdziwić, gdy już na początku meczu bliżej im nieznany "dzieciak" założył siatkę jednemu z nich. Co za tupet, co za bezczelność! Przecież to oni, Chorwaci, uchodzą na świecie za piłkarskich cwaniaków, którzy swój niekwestionowany kunszt piłkarski podpierają sprytem, walecznością, odwagą, a czasem nieczystym zagraniem.
Więc kto to w ogóle jest ten cały Nicola Zalewski, który chwilę później - znów bezczelnie, ale i łatwo - ograł Marko Pjacę. Chorwat - nie widząc innego wyjścia - bezradnie "wyrąbał" Nico, za co dostał żółtą kartkę.
Tak się z rywalami przywitał zawodnik, którego możemy śmiało przedstawiać światu jako "polskiego Lamine'a Yamala". Też gra na skrzydle, też uwielbia "kiwkę", też ma tupet, odwagę i też jest typem boiskowego urwisa, który lubi coś spsocić z uśmiechem na ustach.
Pamiętacie ten drybling Nicoli w drugiej połowie? Kiedy jechał slalomem między rywalami w naszym polu karnym? Zawału można było dostać. Gdyby Nicola wychował się w Polsce, to do głowy by mu nie przyszło, żeby przeprowadzić tak kozacką akcję.
Nasi trenerzy jeszcze do niedawna taką fantazję wypalali gorącym żelazem. Widocznie we Włoszech tak nie robią. Dlatego w drugiej połowie Chorwaci szczególnie uważali na Zalewskiego, by nie mógł rozwinąć skrzydeł.
Dobrze, że mamy w reprezentacji takiego chłopaka. To materiał na idola dla tysięcy dzieciaków w całej Polsce. Warto Nicolę młodzieży pokazywać. Jeśli ktoś się zainspiruje futbolem, to właśnie dzięki takim piłkarzom jako Nicola.
A co poza Zalewskim? Nic. Cisza.
Co więc wiemy o reprezentacji Polski? To co zawsze: projekt w budowie.
Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty