Reprezentant Anglii w ostatnich tygodniach nieco wyhamował, ale w niedzielny wieczór pokazał jednak na co go stać. Jude Bellingham kolejny raz okazał się bohaterem Realu Madryt w spotkaniu o ogromnym ciężarze gatunkowym.
FC Barcelona dwukrotnie prowadziła na Santiago Bernabeu. Po stronie gości na listę strzelców wpisali się Andreas Christensen oraz Fermin Lopez. Radość kibicom "Królewskim" dał najpierw Vinicius Junior, a potem swoją obecność na murawie zaznaczył też Lucas Vazquez.
W pierwszej minucie doliczonego czasu Vazquez znowu odegrał istotną rolę. Skrzydłowy płasko zagrał wzdłuż pola karnego, natomiast Joselu przytomnie przepuścił piłkę. Na linii piątego metra dopadł do niej właśnie Bellingham.
Wicelider klasyfikacji strzelców uderzeniem pod poprzeczkę sprawił, że Marc-Andre ter Stegen nie miał nic do powiedzenia. Bellingham zdobył 17. bramkę w tym sezonie La Liga. Dzięki niemu madrytczycy pokonali FC Barcelonę 3:2.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Prawdziwie mistrzowska feta. Nigdy tego nie zapomną
- To musiał być on! To musiał być Jude Bellingham. Któż inny mógłby to zrobić w doliczonym czasie gry? - zastanawiał się komentator Eleven Sports Sebastian Chabiniak.
Czytaj więcej:
Pierwszy raz Xavi podjął taką decyzję. "Ofiarą" Lewandowski
Mistrzostwo o krok. Zobacz tabelę La Ligi po El Clasico