O całej sprawie poinformował Cezary Kulesza. Podczas rutynowej kontroli wykryty został podsłuch w gabinecie prezesa PZPN. Od razu zgłoszono to odpowiednim służbom, które zabezpieczyły ślady i rozpoczęły dalsze czynności.
W toku postępowania ustalono, że urządzenie zostało zamontowane pomiędzy 9 a 22 sierpnia 2021 roku. Sprzęt umożliwiał podsłuch do dwóch kilometrów od odbiornika i mógł działać do 120 dni.
- To było urządzenie bardzo starannie schowane w grzejniku - powiedział Kulesza w rozmowie z "Faktem". - Trzeba było zdjąć osłonę, żeby je dostrzec. (...) Nawet szept był słyszalny - dodał prezes PZPN.
ZOBACZ WIDEO: To musiało się wydarzyć. Jego historia trafiła na ekrany
Kulesza wyjaśnił ponadto w ostatnim wywiadzie, że służbom nie udało się ustalić, kto zamontował urządzenie w jego gabinecie. Znaleziono co prawda odciski, ale prezes PZPN nie miał wiedzy, czy były one wystarczające do identyfikacji sprawcy.
- Z braku dowodów sprawa została umorzona. Może trzeba było to zostawić, zamontować kamerę i poczekać, kto przyjdzie. Może wówczas ktoś wpadłby na gorącym uczynku - mówił.
Prezes PZPN zaznaczył, że klucze do jego gabinetu posiadało bardzo wąskie grono osób. Liczy na to, że nowe urządzenia podsłuchowe już się tam nie pojawiły.
Czytaj także:
- Będą kolejne prace na stadionie Rakowa. Miasto podpisało umowę
- Skupili się na "Lewym". Tylko spójrz na okładki hiszpańskich gazet