Kanarski z ziemi do nieba
Kapitan ostrowieckiego KSZO, Krystian Kanarski spotkanie z Górnikiem Zabrze może zaliczyć do jednego z najbardziej udanych, tym bardziej, że ostatnio pech sprawiał, że piłkarz w dogodnych sytuacjach nie mógł trafić do bramki rywala. Napastnik pomarańczowo-czarnych nie dość, że zdobył pierwszego gola dla podopiecznych trenera Roberta Kasperczyka, który dał ostrowczanom prowadzenie, to jeszcze swoimi dośrodkowaniami w pole karne siał popłoch w szeregach zabrzańskiej defensywy.
Najciekawszy jest fakt jak z meczu na mecz potrafią się diametralnie zmienić odczucia sympatyków zespołu z Ostrowca Świętokrzyskiego. Ci wszyscy "przyjaciele" popularnego "Kanara", którzy jeszcze spotkanie czy dwa wcześniej potrafili zmieszać go z błotem, w niedzielę gdyby mogli to postawiliby mu pomnik i czcili jak Boga - tak zachwycali się grą kapitana KSZO i jakoś zupełnie nie pamiętali o obelgach pod adresem zawodnika wykrzykiwanych jeszcze niedawno. W przekroju całej rundy sporadycznie tylko wspierali zawodnika, najczęściej krytykując większość jego zagrań, jakby rzeczywiście mieli jakieś blade pojecie o tym jak to jest grać w piłkę nożną. Wielu z nich nawet w maleńkim stopniu nie dorasta Kanarskiemu choćby do pięt i nie zasługują na to, aby choćby piłki za nim nosić. Ale cóż, taka polska mentalność i urok ludzi, którzy uważają jak to wiele oni robią dla klubu. Może po prostu wystarczyłoby uderzyć się w pierś i jeśli powiedziało się "A" to zamilknąć, gdyż w tym przypadku milczenie byłoby droższe niż złoto.
Co ciekawe podobne sytuacje mają miejsce w stosunku do innych zawodników KSZO i często wspomniani "kibice" nie przebierają w słowach pod adresem piłkarzy czy też trenerów, by po wygranych meczach iść z podniesioną głową i uścisnąć im dłonie, bo przecież to właśnie ci "kibice" są ojcami sukcesu drużyny.
Kardas bohaterem, Wróbel wymodlił gola
To środkowy obrońca KSZO - Radosław Kardas - zapewnił ostrowczanom trzy punkty w jakże ważnym meczu z zabrzańskim Górnikiem. Trafił do siatki na minutę przed zakończeniem regulaminowego czasu gry, a wcześniej wielokrotnie skutecznie powstrzymywał ataki zawodników rywala. Być może niemały udział w zdobyciu gola miał bramkarz KSZO Michał Wróbel, który po stracie przez gospodarzy gola w 64. minucie (trochę przyczynił się do tego ostrowiecki golkiper, wypuszczając piłkę z rąk po uderzeniu Grzegorza Bonina)… modlił się, aby kolegom udało się trafić do bramki Sebastiana Nowaka. - Modliłem się przez 20 minut, żeby chłopaki strzelili bramkę i udało się w końcówce meczu - powiedział szczęśliwy bramkarz KSZO.
Napastnik się przełamał
Bramka Krystiana Kanarskiego zatrzymała zegar bezsilności ostrowieckich napastników. Zawodnicy przednich formacji KSZO Ostrowiec Św. nie potrafili pokonać bramkarzy rywali przez 562 minuty. Ostatniego gola napastnik - Marcin Folc - zdobył w meczu KSZO - Flota Świnoujście, wygranym przez ostrowczan 2:0. W następnych meczach, bądź piłkarze pomarańczowo-czarnych nie zdobywali bramek w ogóle (spotkania z Sandecją Nowy Sącz, MKS Kluczbork), bądź napastników wyręczali gracze innych formacji (mecze z GKS Katowice, Pogonią Szczecin i Zniczem Pruszków).
Pech Stachurskiego
Jeden z najbardziej walecznych (jeśli nie najwaleczniejszy!) piłkarzy KSZO Ostrowiec Św. - Michał Stachurski, nie mógł sobie darować, że kontuzja jakiej doznał w końcowych fragmentach pierwszej połowy wykluczyła go z walki o ligowe punkty w drugich 45 minutach. Skręcenie kostki po pechowym upadku jednak było na tyle bolesne, że ani zawodnik, ani sztab szkoleniowy nie chcieli ryzykować zdrowia piłkarza i postanowili, że zastąpi go na placu gry Mikołaj Skórnicki.
Wszystko wskazuje na to, że skręcenie jest jednak na tyle poważne, iż raczej eliminuje młodego piłkarza ze środowego spotkania z Górnikiem Łęczna, jakie ostrowczanie rozegrają na boisku rywala. Będzie to osłabienie ekipy ostrowieckiej, gdyż Stachurski zawsze zostawiał na boisku mnóstwo zdrowia i zawsze walczył do końca o każdą piłkę.