Polak mieszka w Chinach. Zdradza, co się teraz mówi o COVIDZIE

Archiwum prywatne / Adrian Mierzejewski / Na zdjęciu: Adrian Mierzejewski
Archiwum prywatne / Adrian Mierzejewski / Na zdjęciu: Adrian Mierzejewski

- Chińczycy do samego końca trzymali się strategii "COVID zero". Odłączali od rodziców dwu lub trzyletnie maluchy. Nie było przebacz - opowiada nam Adrian Mierzejewski.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

[/b]Adrian Mierzejewski to 41-krotny reprezentant Polski, uczestnik mistrzostw Europy w 2012 roku i zawodnik wielu drużyn - między innymi Stomilu Olsztyn, Wisły Płock czy Polonii Warszawa.

Mierzejewski wyjechał z ekstraklasy jako najdroższy piłkarz w historii naszej ligi. W 2011 roku Trabzonspor zapłacił za niego 5,25 miliona euro i dopiero sześć lat później ten wynik został przebity.

Pomocnik po trzech latach gry w Turcji kontynuował swoją karierę w Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Australii i Chinach. Z Al-Nassr zdobył mistrzostwo kraju, z Sydney FC Puchar Australii, do tego został wybrany najlepszym piłkarzem tamtejszych rozgrywek w 2018 roku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalny "centrostrzał" w Bytomiu. Po nim poszli za ciosem

Najwięcej czasu Mierzejewski spędził jednak w Chinach. Od 2018 roku występował w Changchun, Chongqing, Guangzhou, Shanghai Shenhua i Henan. W styczniu będzie miał 38 lat i podejmie decyzję, co dalej.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Zakończyłeś karierę?

Adrian Mierzejewski: Jeszcze nie wiem, raczej nie. Z końcem roku kończy mi się kontrakt w Henan i od 1 stycznia jestem wolnym zawodnikiem.

I co dalej?

Zobaczymy, co się będzie działo. Dostałem ofertę z drugiej ligi chińskiej, ale podziękowałem. Jeżeli miałbym wrócić do Chin, to do fajnego miasta - z międzynarodową szkołą dla dzieci, całym zapleczem do życia. Ale nie napinam się. Chciałbym pograć jeszcze w miłym miejscu, na przykład na Bali. Miałem plan, by łączyć profesjonalne granie z życiem w przyjemnych warunkach. W styczniu będę miał 38 lat i wiem, że powoli opcje się kończą, bo już trenerzy i dyrektorzy sportowi są ode mnie młodsi. Ale są miejsca, w których ciągle mnie chcą.

Wizualnie nie zmieniasz się od dziesięciu lat.

Daję radę. Tkanka tłuszczowa jest niska, dobrze się czuję. Nigdy nie miałem kontuzji czy operacji, to dlaczego miałbym skończyć z piłką i zasiąść na kanapie? Wiem, że do 27. roku życia nie byłem tytanem pracy, ale jak widać, to mi się opłaciło. Jestem dziś jak takie starsze auto z niskim przebiegiem, taki garażowany Golf IV od dziadka.

Odpalasz tylko w ciepłe, letnie dni?

Dopiero w Australii zobaczyłem, jak starsi zawodnicy powinni nad sobą pracować, dlatego po zakończeniu sezonu staram się być w treningu: idę na siłownię, gram w siatkonogę, biegam. Tendencji do tycia nie mam, do tego żona dba o dietę. Odpuszczamy cukier, białe pieczywo, wieprzowinę. Choć akurat teraz nieco pofolgowałem.

Dlaczego?

Przyjechałem do Polski po roku, odwiedziłem babcię... wjechały flaki, pajda chleba. Do tego mielony, schabowy, dewolaje. Dwa kilogramy trzeba doliczyć do wagi. Nie potrafię jednak odmówić. Daję sobie czas do końca listopada i biorę się za ostry trening.

Grasz już dwanaście lat poza krajem.

Jestem jak kameleon: wszędzie się dostosuję i do wszystkiego przyzwyczaję.

Do polskiej mentalności także?

No właśnie... Wróciłem, jestem już kilka tygodni w Polsce i są takie dni, w których człowiek jest napakowany pozytywną energią, idzie coś załatwić i nagle następuje zjazd mentalny. Oczywiście cieszę się, gdy odwiedzam rodzinny Olsztyn. Spotykam się ze znajomymi, rodziną, jest super.

Ale?

Ogólnie jest ciężko. Gdy odpalę wiadomości w telewizji, to mam łeb jak sklep, słysząc, co dzieje się w kraju, w polityce. Pogoda też nie pomaga. Wyjeżdżałem w listopadzie z Chin i w moim mieście było 25 stopni. Z krótkich spodni przerzuciłem się na zimową kurtkę. Na dłuższą chwilę w Polsce jest OK, ale mój grafik musi być wypełniony, żebym się po prostu nie nudził.

Adrian Mierzejewski w Zhengzhou
Adrian Mierzejewski w Zhengzhou

Dzieci i żona pytają, gdzie teraz zamieszkamy?

Żona jest chętna do kolejnego wyjazdu. Ma takie samo podejście jak ja - że w Olsztynie jeszcze będziemy mieli czas posiedzieć. Póki jestem na chodzie, to fajnie byłoby gdzieś pojechać. Córka Nadia ma 12 lat, a syn Leo 9. Jakiś czas temu jeszcze zastanawialiśmy się z żoną, jak dzieciaki zniosą kolejną przeprowadzkę, zerwane kontakty, szkolne dramaty, ale później mija tydzień i dzieci świetnie czują się w nowym otoczeniu. Mówią po angielsku, rozmawiają po chińsku w stopniu komunikatywnym.

Lepiej wam w Chinach czy w Polsce?

Życie w Chinach nie jest łatwe. W Szanghaju mieszka 25 milionów ludzi, jest mnóstw restauracji, rozmawia się po angielsku i generalnie są super warunki do codziennego funkcjonowania. Ale przez ostatnie dwa lata żyliśmy w mniejszym mieście, takim na 10 milionów.

To mało?

Na chińskie warunki tak. Przekładając na polskie podwórko, żyliśmy w takich chińskich Kielcach. Co za tym idzie - dostępność produktów była mniejsza, ludzie mówią jedynie w swoim języku. Nawet w szkole międzynarodowej dzieci nie porozumiewały się po angielsku, bo był tłumacz.

Ostatni rok w Chinach spędziłeś sam.

Do tej pory dzieci traktowały pobyt w Polsce jak wakacje, ale od stycznia 2023 r. mieszkają z żoną w Olsztynie. Bardzo się z tego cieszę, bo zaczęły w kraju szkołę, co też było im potrzebne. W domu rozmawiamy po polsku, ale z pisownią, zwłaszcza polskich znaków, było u nich kiepsko. Jakie są zasady w ortografii, po co są wyjątki? Ja do dziś tego nie rozumiem, a co dopiero one. Powtarzałem synowi nasze stare prawidła, że "uje się nie kreskuje, bo się dostaje dwóje", a Leo pisał dwóje przez "u" zwykłe.

Tak naprawdę dzieciaki lepiej pisały po angielsku niż po polsku, z chińską pisownią też sobie radzą. Poza tym - w amerykańskich szkołach funkcjonuje model bezstresowego nauczania: bez sprawdzianów, ocen. Teraz na naszej lodówce w kuchni wisi lista kartkówek na ten miesiąc. W Polsce dzieci weszły w zupełnie innym systemie; ten, który ja pamiętam ze swoich czasów - czyli wysiedzieć, wydziobać w domu daty na pamięć, a następnie zapomnieć i nigdy w życiu nie skorzystać. Ja w swoim życiu nigdy nie wyliczyłem obwodu koła. Ale z drugiej strony, dzięki takiemu podejściu człowiek uczy się samodyscypliny, szlifuje pamięć, coś poczyta.

Jak dzieci zareagowały na taką zmianę?

Nie były zadowolone. Czasu wolnego mają zdecydowanie mniej niż w Chinach, bo w domu odrabia się jeszcze lekcje. Ale w końcu się przestawiły, teraz jest już lepiej.

Ale pałaców na osiedlu nie macie.

Można powiedzieć, że w Polsce zaczęliśmy żyć normalnie. Nie ma apartamentów na zamkniętych osiedlach tylko dla obcokrajowców. Dzieci też mają porównanie. Mówią, że u nas mentalność jest inna. Mają na myśli ocenianie, obgadywanie, niektóre dzieci chodzą smutne, bo martwią się, co inni powiedzą na temat ich wyglądu czy ubrań. Dyskutują między sobą, czyj rodzic jakim samochodem przyjechał. Tego w Chinach i Australii nie było. Ale myślę, że takie zderzenie z rzeczywistością przyda się dzieciakom. Wiadomo, jak to jest - szkoła to mała dżungla: jeżeli przetrwasz, to później dasz sobie radę w życiu.

Wy przetrwaliście jeden z trudniejszych etapów: koronawirus w Chinach.

Obecny rok był już normalny. To też ciekawe, że nagle wszystko zniknęło: obostrzenia, zasady, testy. Był wirus i nie ma wirusa. Pojawił się inny temat i COVID przestał istnieć.

A jak było wcześniej?

Graliśmy trzy sezony w zamknięciu. Wszystkie drużyny mieszkały zazwyczaj w jednym hotelu, a każda miała do dyspozycji najczęściej dwa piętra. Federacja opłacała cały pięciogwiazdkowy hotel, bez gości z zewnątrz. Zawodnicy mieli zakaz opuszczania hotelu. Na trening jechaliśmy specjalnym busem z kierowcą ubranym w kombinezon jak u kosmonauty. Testy były rano, przed meczem, po meczu. W pierwszym roku fajnie to wymyślili, bo faktycznie było bezpieczne. Ale później to już przerodziło się w paranoję.

Żeby przemieścić się z miasta do miasta, należało najpierw udać się do hotelu rządowego, przejść dwutygodniową kwarantannę tylko po to, by pojechać gdzieś na godzinę.

W aptekach był zakaz sprzedaży leków na zbicie gorączki dla dzieci, żeby nikomu nie przyszedł do głowy pomysł zatajania choroby. W aptece spisywali twoje dane z paszportu i gdy byłeś przeziębiony, to za dwa, trzy dni ktoś pukał do domu, żeby sprawdzić, czy nadal masz gorączkę, czy stan zdrowia się pogorszył. Testowali nawet ryby czy krewetki w sklepach. Na jakimś bazarze okazało się, że łosoś miał wynik pozytywny i zakazali sprzedaży tej ryby w całym kraju.

O czym myśli się w takiej rzeczywistości?

Była duża obawa przed byciem pozytywnym. Bez względu na to, kim jesteś, co robisz i jakim budżetem dysponujesz, w przypadku zakażenia koronawirusem trafiałeś do prowizorycznego szpitala, a raczej wielkiej hali, w której było dziesięć tysięcy łóżek jedno obok drugiego. Warunki? Przez całą dobę włączone lampy, brak prysznica, do dyspozycji jedynie Toi-Toi.

Lądowali tam nawet ludzie, którzy przechodzili COVID bezobjawowo. Były przypadki, że i małe dzieci zabierali. Odłączali od rodziców dwu lub trzyletnie maluchy. Nie było przebacz. Chińczycy do samego końca trzymali się strategii: "COVID zero". Potrafili zamknąć całe, piętnastomilionowe miasto, bo pojawiły się cztery nowe przypadki zakażenia. Zamykali wszystkie sklepy, testowali każdego, wyłapali chorych i dopiero wracali do życia. Z rodziną złapaliśmy COVID pod koniec 2022 roku, ale obostrzenia nie były już tak restrykcyjne i mogliśmy spędzić kwarantannę w domu.

Mierzejewski podczas lotu do "bańki" - czyli do hotelu, w którym stacjonowały kluby w trakcie sezonu ligowego podczas pandemii koronawirusa
Mierzejewski podczas lotu do "bańki" - czyli do hotelu, w którym stacjonowały kluby w trakcie sezonu ligowego podczas pandemii koronawirusa


Jak to wszystko odbijało się na piłce?

Był strach, że klub upadnie. Tak stało się z Guangzhou, Chongqing czy innymi drużynami. Kilkumiesięczne zaległości w wypłatach stały się normą. Zjeżdżałem piętro niżej w hotelu, rozmawiałem z obcokrajowcami z innych zespołów i wszędzie było podobnie. Miło wspominam jedynie nasze spotkania na bilardzie i wspólne rozmowy. Brazylijczykom na pewno trudno było wytrzymać w takim detoksie, nie mieli gdzie potańczyć.
Jak znosiłeś życie w tym piłkarskim getcie?

Z rodziną nie widziałem się na przykład trzy miesiące, później mieliśmy kilka dni dla siebie i znowu musiałem wracać do hotelu. W Chinach COVID zniknął dopiero w styczniu 2023 roku. Sam jestem z siebie dumny, że zostałem, wytrzymałem i zarobiłem pieniądze, które miałem otrzymać. Takie gwiazdy jak Hulk, Paulinho, Dembele, Graziano Pelle, John Obi Mikel pouciekały w 2020 r. Do nich doszli później Renato Augusto i Jonathan Viera. Z zawodników z najdłuższym stażem został tylko Oscar, po pięciu latach odchodzi właśnie Marouane Fellaini.

Mogłem się spakować i wyjechać, a napisałem własną historię. Jestem pierwszym obcokrajowcem, który grał w Super Lidze w pięciu chińskich klubach. Zaprocentował charakter z polskich szkół.

Jesteś rozpoznawalny w Chinach? Trochę się tam zasiedziałeś.

Raz na sto wyjść ktoś mnie rozpozna. Lokalsi bardziej zwracają uwagę na nasz wygląd: żona ma blond włosy, ja jestem łysy. Ogólnie Chińczycy interesują się piłką, ale przy takiej liczbie ludności ginie się w tłumie. Tam mało kto wie, gdzie leży Polska. Zawsze mówię im, gdzie są Niemcy, Rosja i że my obok. Oni zupełnie nie wiedzą, co się dzieje w Europie. Większość nigdy nie wyjechała z Chin.

Jacy to ludzie?

Jeżeli chodzi o piłkę - mają umiejętności, ale brakuje im charakteru i takich wzorców, jakim u nas jest Robert Lewandowski. Nikt tam nie przebił muru. Wu Lei był w Hiszpanii, ale oni potrzebują więcej namacalnych przykładów.

Natomiast pod względem życiowym - każdy robi swoje. Oni nie narzekają, a wykonują polecenia góry. Trochę brakuje im uśmiechu, są smutni. Młodsi Chińczycy są już bardziej otwarci, bo wyjeżdżają do Australii, Korei, do Europy. Na pewno jest to karne, pracujące i inteligentne społeczeństwo. Są zdecydowanie do przodu jeżeli chodzi o elektronikę. Pociągi przyjeżdżają co do minuty, suną po torach z ogromną prędkością, a w środku nic nie słychać. W Chinach mają także WeChat, który bardzo ułatwia życie. Wymyślają swoje auta, mają z dwadzieścia własnych marek samochodów-elektryków.

Co z nowinek najbardziej ci się spodobało?

System płatności. OK, jest inwigilacja, ale jeżeli prowadzisz normalne życie, nie oszukujesz, to nie masz się o co martwić. No bo kogo obchodzi, że kupiłem w sklepie bułkę i kiełbasę? Ostatnio w Olsztynie zaparkowałem na Starym Mieście, padał deszcz, musiałem wyjść z auta, wpisać w parkometrze numery rejestracyjne auta. Taka forma płatności jest w Chinach przeżytkiem. Tam w każdej sytuacji skanujesz kod QR telefonem, gotówka praktycznie nie istnieje. Jeżeli ktoś wyciągnie monetę lub banknot, wzbudza zdziwienie. To tak, jakbyś chciał w Polsce zapłacić czekiem, albo używałbyś pagera. Kwestia kilku lat i w Polsce też przestaniemy używać gotówki.

Wspomniałeś o inwigilacji. Też byłeś sprawdzany?

Miałem kilka "zbiegów okoliczności", gdy na przykład rozmawiałem z kimś z Polski przez aplikację WhatsApp. Opowiadałem o COVID-zie, restrykcjach i nagle nas rozłączało. Następnie nie mogliśmy się połączyć przez najbliższe kilkanaście minut. Później nauczyliśmy się rozmawiać nie używając słów kluczy. Chińczycy namierzają, gdy krytykuje się rządzących. Śledzą również, co się o nich mówi na świecie. Myślę, że ten wywiad też zostanie przetłumaczony. Ale z drugiej strony - czy w Polsce jest inaczej? Rozmawiamy o konkretnej rzeczy, na przykład marce samochodu i za chwilę w naszych mediach społecznościowych wyskakują konkretne reklamy.

W Chinach podobała mi się jeszcze jedna rzecz i już nam jej brakuje. Chodzi mi o "Taobao", to takie chińskie Allegro, ale sto razy lepsze. Dziś zamawiasz produkt, za dwa dni masz go w domu i nigdy nie płacisz za dostawę. Możesz zamówić nawet jedną szklankę lub jeden karton mleka, a i tak kurier dostarczy paczkę pod drzwi. Jak im się to opłaca? Nie mam pojęcia. To jest jeszcze tańsze niż AliExpress.

Jak w Chinach
traktuje się obcokrajowców?

Patrzą na nas jak na najemników. Na zasadzie: "Przyjechał do pracy zarobić i za chwilę go nie będzie". Myślę, że gdyby Chińczycy mogli się w ogóle odciąć od świata i zamknąć w swojej bańce, to poszliby na taki układ, bo mają ogromne zaufanie do własnych możliwości. Ale złego słowa o nich nie powiem, zawsze traktowali mnie bardzo dobrze.

Mówisz po chińsku?

Mam do siebie zastrzeżenia, że przez tak długi czas nie nauczyłem się języka. Znam kilka zwrotów, troszeczkę rozumiem, ale raczej nastawiałem się, że szybciej wyjadę. To na pewno język, w którym zwraca się szczególną uwagę na akcent.

Po jednym z meczów zagadałem do kolegi z zespołu, zagrał naprawdę świetny mecz. Dukam mu po chińsku: "Brawo, ty jak Roberto Carlos". On na mnie patrzy i nic, zero reakcji. Powtarzam: "Roberto Carlos, Brazylia, ty jak on, super". Cisza. Dołączył do nas inny Chińczyk, który mówił po angielsku. Proszę go: "Powiedz koledze, że go chwalę, bo chodził dziś na lewej stronie jak Roberto Carlos". Słucham, kolega mu to przekłada, ale z jedną małą zmianą. Zamiast Roberto Carlos, mówi: "Roberto Carlo-sy".

Wyraźnie przeciągnął ostatnią sylabę w nazwisku Carlosa, a tamten chłopak oszalał. Bardzo się ucieszył, przybił mi piątkę i podziękował za wyróżnienie. Patrzyłem na niego i zastanawiałem się, czy oni sobie ze mnie jaj nie robią. Nie mogłem uwierzyć, przecież brzmiało to tak samo.


Myślisz powoli, co będziesz robił po karierze?

Chciałbym zrobić kurs trenerski A+B. Interesuje mnie też kurs na dyrektora sportowego. Mam z siedemset stron materiałów do wyuczenia na egzamin menedżerski. Kilka pomysłów chodzi mi po głowie i zobaczę, w którą stronę pójdę. Na razie wygląda na to, że po grze w piłkę będę krążył po świecie. Całą karierę żyłem na walizkach, innego życia nie znam. Z Olsztyna wyjechałem w wieku 17 lat. Byłem w Płocku, w Sosnowcu, w Warszawie, w Trabzonie i tak dalej. Od mojego debiutu w Stomilu minęło 20 lat.

Wcześniej myślałem, że po karierze osiądę w jednym miejscu. Może w Dubaju, może połączę to z pracą trenera lub dyrektora sportowego. Podoba mi się też praca w roli eksperta w telewizji.

Jaką masz dziś cenę?

Klub z drugiej ligi chińskiej proponował mi dwuletnią umowę za naprawdę godne pieniądze, ale na finanse już nie patrzę. Może skończyć się tak, że nie znajdę klubu i w lutym skończę karierę.

Mówiłem wcześniej o Bali, teraz w Indonezji jest otwarte okno transferowe, rozmawiamy. W grę wchodzi Australia, choć w tamtej lidze zaczęli sezon w październiku i kadry są dopięte. Chiny dalej biorę pod uwagę, ale musiałaby to być super opcja do życia.

Mierzejewski (trzeci od prawej w dolnym rzędzie) rozegrał w kadrze ostatni mecz ze Słowacją jesienią 2013 roku
Mierzejewski (trzeci od prawej w dolnym rzędzie) rozegrał w kadrze ostatni mecz ze Słowacją jesienią 2013 roku


A kadrę Polski chciałbyś kiedyś poprowadzić?

Chciałbym.


Za darmo? Tak proponowałeś.

To była poważna oferta i wiem, że awansowałbym na Euro. Nie dało się na ten turniej nie wejść bezpośrednio. Ale jak widać, nie ma rzeczy niemożliwych.

rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Adrian Mierzejewski: Egzotyka dopiero czeka

Józef Wojciechowski wspomina czasy Polonii. Podaje kwoty, jakie płacił piłkarzom

Źródło artykułu: WP SportoweFakty