Przed samym meczem miało natomiast dojść do starcia grupy kibiców Legii właśnie z holenderską policją. Jeden z funkcjonariuszy - według holenderskich mediów - stracił przytomność, o czym piszemy TUTAJ.
W tej sprawie policja postanowiła wydać komunikat.
"Przed meczem na wejściu do strefy wyjazdowej panował niepokój. Kibice Legii Warszawa szturmowali bramę wjazdową. Niestety jednostka mobilna nie była w stanie temu zapobiec ze względu na intensywną przemoc stosowaną wobec stewardów i policji. Podczas tej akcji jeden z funkcjonariuszy policji w trakcie zamieszek stracił przytomność. Po udzieleniu pomocy nie był w stanie kontynuować pracy. Aby chronić bezpieczeństwo własne i stewardów, użyto gazu łzawiącego. Kibice Legii odebrali także policji część pałek i gazu pieprzowego. Oznaczało to, że część z nich weszła bez biletu" - czytamy.
"Przygotowując się do tego meczu, policja holenderska, policja warszawska i Legia porozumiały się co do sposobu, w jaki kibice Legii będą mogli uczestniczyć w spotkaniu. Ze względu na uroczystości odbywające się w centrum Alkmaar z okazji 450. rocznicy Odsieczy Alkmaar, w mieście nie było możliwości przyjęcia przyjezdnych fanów. W dniu meczowym stało się jasne, że Legia Warszawa nie wywiązała się z tych ustaleń. Po południu burmistrz wyznaczył teren wokół stacji Alkmaar i stadionu jako obszar zagrożenia bezpieczeństwa w związku z odkryciem fajerwerków i informacją, że kibice Legii posiadali ciężkie fajerwerki. Oznaczało to, że na tym terenie mogą odbywać się przeszukania zapobiegawcze" - dodano.
Z kolei kilkanaście minut po północy piłkarze Legii Josue oraz Radovan Pankov zostali zatrzymani i przetransportowani do jednego z komisariatów. Prezes Legii Warszawa Dariusz Mioduski oberwał od jednego z funkcjonariuszy. Otoczono też autokar z piłkarzami i sztabem szkoleniowym drużyny.
Policja wówczas postawiła ultimatum, że albo wybrani zawodnicy - Josue oraz Radovan Pankov - opuszczą autokar, albo odbędzie się szturm, który doprowadzi do "ewakuowania" każdej osoby z pojazdu.
Zaraz po tych wydarzeniach holenderskie media pisały krótko o skandalu. Wszystko dlatego, że policja nie potrafiła wtedy wytłumaczyć swojego zachowania.
"Podejrzani zostali zatrzymani za napaść. Policja nie jest w stanie powiedzieć dokładnie, co się stało" - pisze portal ad.nl.
"Policja twierdzi, że obecnie nie może nic na ten temat powiedzieć i spodziewa się uzyskać więcej informacji w piątek rano" - dodano.
Później pojawiły się także inne relacje holenderskich mediów, według których dwóch piłkarzy Legii (Josue oraz Pankov) miało wziąć udział w bójce z ochroniarzem, po której ochroniarz miał trafić do szpitala ze złamaną kością w stawie łokciowym i wstrząsem mózgu.
Szybką kontrę do tych informacji wyprowadził dziennikarz "Faktu". "Josue z nikim się nie szarpał, trochę pokrzyczał tylko, ale nie było żadnych rękoczynów z jego strony. Pankov odepchnął agresywnego chłopa, który chwilę poleżał i znów zaczął skakać mu do gardła, więc chyba nie był aż tak połamany..." - napisał w mediach społecznościowych Tomasz Dębek.
Spotkanie pomiędzy AZ Alkmaar i Legią Warszawa zakończyło się wynikiem 1:0 dla gospodarzy.
Czytaj także:
Legia Warszawa zawiodła w Alkmaar. Liczebna przewaga nie pomogła